Dzień Dziecka z Gabrielą

Zajęcia z Gabrielą Osewską z kliniki rehabilitacji „Esse Dla Zdrowia” z rehabilitacją nie miały wiele wspólnego. Uczestnicy zameldowali się na platformie Zoom zdrowi i gotowi do ćwiczeń. Przydały się domowe akcesoria (butelki z wodą, stołek) co tylko potwierdziło, że dobry trening można przeprowadzić w każdych warunkach.

Skupiliśmy się na funkcjonalnej pracy z ciałem. Pracowaliśmy nad doskonaleniem podstawowych wzorców ruchowych w zakresie mobilności, równowagi i koordynacji. W tej dziedzinie trener Gabriela jest prawdziwą ekspertką. Po takich zajęciach z pewnością nic nas ze sportowej równowagi nie wyprowadzi.

/gabor/

Orlen e-Tour de Pologne nogami i oczami amatora

W wirtualnym wyścigu Orlen Tour de Pologne reprezentował nas Wojciech Jakoniuk. Tak opisał swoje zmagania w 4 majowe weekendy z nowoczesną technologią, klasycznym jednośladem i trenażerem.

WJ: Jazda rowerem to hobby… W czasach pandemii i ograniczeń w uprawianiu sportu stała się remedium na statyczny tryb życia. Gdy pojawiło się zaproszenie od Orlenu i Eurosportu, nie wahałem się ani chwili. Reprezentacja Dziennikarzy miała swojego kolarza w Tour de Pologne 🙂

Wiedziałem, że nie będzie lekko, ale też motywacja była inna. Każdy zwykły trening to zmaganie się z samym sobą. Już sama wizja przywołuje lęk, bo wiem, że będzie ciężko do tego stopnia, że się tego czasami boję. Wysiłek jest jak na moje warunki przeogromny. Nie jest to bowiem jazda rekreacyjna. To jest walka z samym sobą w każdej sekundzie. Nie ma odpuszczania i jazdy na pół gwizdka. Każdy zwykły wyścig zamienia lęk w dodatkową adrenalinę związaną z rywalizacją i staje się czymś pozytywnym.

Na pierwszy wyścig zapisanych było około 800 osób. Wiedziałem, że każdy ściga się we własnej kategorii. Moim celem było dojechać w pierwszej połowie. Wyścig odbywał się na trasie Richmond, która jest raczej płaska. 140 metrów wzniesienia na 30 kilometrów drogi. Transmisja w Eurosporcie wzbudziła wśród młodszej części mojej rodziny niesamowite emocje. Dzieci biegały od telewizora do mnie kibicując i krzycząc „Szybciej, szybciej! Jedziesz wolno jak ślimak”. W tle komentarze zawodowców znanych ze świata sportu. Krótka rywalizacja z Robertem Kubicą (tym?) wywołała u mnie euforię… Zacząłem od 650. miejsca. Awansowałem non stop i ukończyłem oficjalnie na 211. pozycji. Uważam to za wielki sukces. Ostatnie 800 metrów to wyścig z Pawłem Sz., który, niestety, przegrałem o grubość opony. Po zejściu z roweru zobaczyłem ciemność…

Drugi wyścig odbył się w całkowicie innej scenerii. Przenieśliśmy się do Innsbrucka. To było 37 km – 3 okrążenia po mieście i 7 km podjazdem na Lanser Kopf (650 m w górę). Nawet Anita Włodarczyk przyznała, że bardzo boi się tego podjazdu. Wyścig zaczął się o godzinie 11:00. Zawodnicy w studio rozgrzewali się już od 15 minut. Początek to 650. pozycja po pierwszej minucie. Niestety, mam wrażenie, że ta rozgrzewka decyduje o miejscu na starcie. Ci z przodu mają przewagę, bo nie muszą się przepychać. W miarę szybko awansowałem na 500. pozycję. Po pierwszym okrążeniu przesunąłem się o 100 pozycji. Na kolejnym wzniesieniu walczyłem o 300. miejsce. Niestety, później już takich sukcesów nie było. Jechałem z ekipą o zbliżonym poziomie. Po ostatnim okrążeniu zaczęła się wspinaczka na górę.
Liczyłem na większy sukces, jednak rywale jechali równo ze mną. Były momenty kiedy udawało mi się wykrzesać z siebie moc i wyprzedzić większą grupę. Wysiłek okazał się jednak tak duży, że na koniec organizm odmówił posłuszeństwa. Na ostatnim kilometrze poczułem mrowienie w głowie i logika powiedziała mi „safety first”, wypiąłem pedały i zwolniłem… Organizm po 30 sekundach wrócił do normy, ale co zyskałem – straciłem. Ostatecznie dojechałem na metę znowu zaraz po tym samym zawodniku co na poprzednim etapie. Nie jest źle, ale liczyłem na więcej w górach.
W. Jakoniuk 1:05:59
D. Baranowski 1:12:36

Trzeci etap w Yorkshire to trasa, którą zawodowcy pokonali podczas UCI World 2019. Trasa bardzo wymagająca, brak płaskich odcinków i suma przewyższeń 540 m. Dariusz Baranowski żartował nawet w zapowiedziach, że specjalnie na wyścig ogolił nogi. Niestety, moja forma spadła. Przetrenowałem się. 2 treningi piłkarskie z Reprezentacją, przeplatane jazdą wokół Agrykoli spowodowały, że nogi odmówiły posłuszeństwa. To był wyścig z samym sobą, żeby tylko dojechać.

Etap czwarty i ostatni odbył się na pętli wokół Londynu (30 km trasy i 440 m przewyższenia). Na początku miałem problemy techniczne z urządzeniem. W efekcie po 5 minutach od startu byłem dopiero 650. na 750 uczestników. Szybka wymiana roweru i rozpoczęła się pogoń. W miarę szybko na pierwszej pętli doszedłem do 500. pozycji, by potem walczyć o wyższe miejsca. Międzyczasy na drugim okrążeniu pokazywały, że jechałem w granicach 300. miejsca. Londyn pięknie wygląda w grze, przejeżdżamy przez 2 mosty i zahaczamy o okolice Big Bena.

Eurosport zrobił kawał dobrej roboty organizując imprezę. Transmisja na żywo w telewizji i możliwość zmierzenia się z polskimi amatorami jest fajnym przeżyciem, które z pewnością zapamiętam z roku koronawirusa.

Oficjalne miejsca wg ZwiftPower:
Etap 1: 217/492
Etap 2: 241/573
Etap 3: 335/587
Etap 4: 412/553

/wj/

Pożyczyliśmy trenera od najlepszych

W poniedziałkowy wieczór za pracę nad naszą kondycją zabrał się Bartłomiej Spałek. Oczywiście były to zajęcia w formule online.

Spałek to fizjoterapeuta, który pracował z młodzieżowymi reprezentacjami Polski (U21, U20, U23), ale najbardziej zasłynął ze współpracy z Adamem Nawałką. Najpierw w Górniku Zabrze, a później w kadrze.  

Praca z najbardziej wymagającym selekcjonerem w ostatnich dekadach jest znakomitą rekomendacją. U Nawałki, jak wiadomo, wszystko musiało być przygotowane na tip-top. Nawet stoły w stołówce na zgrupowaniach musiały mieć odpowiedni wysokość, więc treningi były rozpisane z detalami na tygodnie przed przyjazdem kadrowiczów.

Człowiek, który jeszcze niedawno współpracował z takimi tytanami przygotowań fizycznych jak Łukasz Piszczek, Robert Lewandowski czy Kuba Błaszczykowski, tym razem dostał do obróbki „trochę” słabszy materiał ludzki. Ale Bartek znakomicie dostosował poziom zajęć do możliwości uczestników.

Siedzący tryb życia, który jeszcze pogłębiła kwarantanna, powoduje, że przyjmujemy pozycję „zamknięcia”. A ta z kolei kończy się dolegliwościami kręgosłupa, powoduje wiele dysfunkcji narządów ruchu. Dlatego ważne są ćwiczenia poprawiające mobilność i elastyczność naszych mięśni – tłumaczył nam Bartek. Były więc ćwiczenia zarówno na dolne jak i na górne partie ciała. Te ostatnie miały za zadanie „otworzyć” klatkę piersiową, uwolnić przeponę i pozwolić na lepszą cyrkulację płynów organicznych.

Do przepony wróciliśmy też na końcu zajęć, gdy Bartek zaproponował trudne ćwiczenie, które polegało na… spokojnym leżeniu i odpoczywaniu po treningu, gdy trzeba wyrównać oddech, uruchomić przeponę właśnie, zamknąć oczy i marzyć. – W czasie tego odpoczynku niech każdy przywołuje swoje marzenia, jeden będzie widział w wyobraźni rajskie plaże pod palami, ktoś inny coś zupełnie innego. Chodzi o to, aby się uspokoić, wyciszyć – mówił Bartek i śmiał się,  że już po minucie część z nas podnosi głowy, zerka w komputer, niepokoi się. – Tak to jest, przyzwyczajeni do ciągłej gonitwy, nie umiemy odpoczywać, spokojnie pooddychać, poleżeć. Zaraz szukamy kolejnych bodźców. Ale nie martwcie się, zawodowi piłkarze też mają z tym ćwiczeniem problem – wyjaśniał trener.

Bartek pożegnał się z nami na Instagramie: „Kondycja Piłkarskiej Reprezentacji Dziennikarzy sprawdzona. Forma rośnie! Dzięki panowie że mogłem pomóc Wam w przygotowaniach”.

Bartek! To my dziękujemy za dobrą robotę. W pojedynkę człowiek nigdy by się nie zmobilizował. Ale jak mówi nasze hasło: #razemmożemywięcej

Bartka łatwo odnajdziecie na Instagramie i Facebooku, gdzie na jego kontach można znaleźć wiele fachowych porad i propozycji ćwiczeń. Warto sprawdzić.

/DT/

Tajemnica bicepsów wyjaśniona

Tętno nie spadało. Jedno z ćwiczeń skojarzyło się Cezarowi Olbrychtowi z Erwiną Ryś-Ferens i Fredem Astairem – Jak ciężko, to zwalniamy, ale nie przestajemy – zachęcał nasz eksportowy sędzia piłkarski. Szymon Marciniak poprowadził godzinne cyber zajęcia tuż przed naszym powrotem na duże boisko.

Dariusz Tuzimek był pod wrażeniem: – Ile dzisiaj trzeba mieć siły, żeby sędziować! Dawni mistrzowie gwizdka zarządzali meczem z koła środkowego i się wyniki zgadzały

Jutro nie tylko Adam będzie miał problem z czuciem piłki – martwił się Mariusz Walkiewicz.

/spa/

Gotowi do pomocy

19 maja to Dzień Dobrych Uczynków. Reprezentacja Dziennikarzy nie mogła spędzić go lepiej i pożyteczniej.

Czekałem na was, zawsze czekam. Dziś przyjechało was więcej niż zwykle, ten posiłek jest dla mnie ważny, jestem po dwóch udarach, mam sparaliżowaną jedną stronę. Taka wizyta zawsze dodaje mi energii – opowiadał pan Paweł, któremu wręczyliśmy pudełko z indykiem w sosie pomidorowym, ziemniakami oraz surówką.

We wtorek byliśmy wolontariuszami akcji Legii Warszawa i Fundacji Legii Warszawa #gotowidopomocy. Jej celem jest pomoc seniorom powyżej 65. roku życia – robienie zakupów, kupno leków, dostarczaniu obiadów i konsultacje psychologiczne. Posiłek przyszykowany przez Braci Wiśniewskich Catering oraz restaurację Belvedere otrzymuje każdego dnia około tysiąca seniorów. Potrzebujący mogą dzwonić pod bezpłatny numer 8009 1916 0 codziennie w godzinach 12–17.

To największa akcja pomocy bezpośredniej w Polsce – mówił prezes i właściciel Legii Dariusz Mioduski, który osobiście pakował posiłki w wielkie pudła, które potem trzy ekipy Reprezentacji Dziennikarzy rozwoziły po całej Warszawie. Dzięki fantastycznie przygotowanej logistyce, w niespełna dwie godziny każda drużyna dostarczyła około 20 posiłków pod kilkanaście adresów.

Spotkaliśmy się wyrazami życzliwości, wdzięczności i autentycznej radości. Dla wielu osób ważne było nie tylko przyjęcie posiłku, ale chwila rozmowy, zwykłe, ludzkie zainteresowanie.

Od Kacpra, wolontariusza, który towarzyszył nam w jeździe po Pradze Południe dowiedzieliśmy się, że najstarsza osoba, która skorzystała z pomocy miała aż 103 lata, a najmłodszy pomocnik, który rozwoził jedzenie (razem z tatą) – zaledwie 6.

TUTAJ może sprawdzić jak opisał nasz udział oficjalny serwis Legii Warszawa. A TUTAJ jest jeszcze jeden artykuł o naszej akcji.

/rb/

Poszerzanie futryny młotkiem i butelką

Do czego się przygotowujecie? – dopytywała Anita Włodarczyk. Najlepsza młociarka świata zadebiutowała jako trenerka online. To były ćwiczenia, które zna doskonale. – Trening funkcjonalny zaczęłam w 2012 roku, gdy miałam problemy z kręgosłupem. Na początku to była katorga, ale po 2-3 miesiącach przyszły efekty i do tej pory – odpukać – z moimi plecami wszystko jest super.

„Katowaliśmy” między innymi obręcz barkową. Przekonaliśmy się co może zrobić z człowiekiem samo machanie rękami, jeśli trzyma butelki z wodą. – Żyjecie? Jest dobrze! – uśmiechała się mistrzyni olimpijska patrząc na ekran komputera. Byliśmy też pod wrażeniem, że normalnie pani Anita robi 3 razy więcej serii niż z nami. Przygotowała też niespodziankę. Zajęcia z młotkiem.

Nie wszystkie ćwiczenia mistrzyni olimpijska mogła wykonywać. Jeszcze przechodzi rehabilitację po zabiegu kolana. Nie wie, kiedy będzie mogła wystartować. Nie tylko ze względu na pandemię. – Jeśli będę rzucać 70 metrów… Nie wypada – przyznała.

Być może skorzysta z zaproszenia na nasz trening. – Mogę się sprawdzić w żonglerce – powiedziała.

/spa/

20 minut jak pięciosetówka

Wydaje się, że co to jest, ale ja się czuję jak po 5-setowym meczu. Można w ten sposób nieźle wystartować w dzień – mówił siatkarz Andrzej Wrona o krótkim, ale bardzo intensywnym zestawie ćwiczeń, które nam zaserwował.

Wcześniej mistrz świata z 2014 roku zaintrygował nas prośbą o przygotowanie miski i papieru toaletowego. Na treningach z najmłodszymi ten zestaw przydaje się do ćwiczenia zagrywki (papierem do miski). U nas papier przydał się tylko do wycierania potu z podłogi.

/spa/

Obie półkule w czterech ścianach

Za nami wyjątkowy trening z Jakubem Przygońskim z Orlen Teamu, czołowym zawodnikiem ostatniego Rajdu Dakar (4. miejsce w kategorii samochodów).

Pierwszy raz w czasie zajęć on-line ktoś pytał nas o polskich naukowców, czy miasta w Niemczech. To właśnie ćwiczenia na koncentrację, gdy doszło zmęczenie i stres, były najciekawsze. Oto mała próbka. Wydaje się, że to banalne ćwiczenie…

Trening on-line z Kubą Przygońskim

Wszystkie kciuki w górę 👍 dla Kuba Przygoński z Orlenteam za super trening! 😀 Dziękujemy serdecznie również uczestnikom spoza naszej drużyny, którzy wzięli udział w dzisiejszym otwartym treningu on-line i pokazali super formę! Brawo Wy! 👏#reprezentacjadziennikarzy#trenujemywdomu#RazemMozemyWiecej#Orlen

Publiée par Reprezentacja Piłkarska Dziennikarzy sur Lundi 4 mai 2020

W świecie sportów motorowych doszło do ciekawej sytuacji z powodu koronawirusa. Jak mówił Przygoński, problemem nie byłby sam rajd, ale przyjazd międzynarodowych ekip na miejsce zawodów.

Dziękujemy Kubie i gościom, którzy przyjęli nasze zaproszenie!

/rp, spa/

229 km na 229 lat Konstytucji 3 Maja

3 maja (niedziela)

Każdy osobno, ale zjednoczeni wokół wspólnego celu – by upamiętnić uchwalenie Konstytucji 3 Maja i  pokazać, że w czasach pandemii „zawiasy” nam nie zardzewiały… 27 zawodników Reprezentacji Dziennikarzy pokazało, że potrafi!

Pomysł wyszedł od naszych maratończyków – Piotra i Bartka. Z początku wydawał się mało realny, ale od czego jest wyobraźnia i królowa nauk – matematyka. Od deklaracji do kalkulacji – i wyszło nam, że damy radę! Bo przecież razem możemy więcej.

I tak: Bartek przebiegł z łatwością 20-ścia kilometrów, Piotr i Cezary bez zadyszki po 15, Marek podśpiewując po drodze wykręcił 11, Marciny I, II, III oraz Żelek, Daniel, Maciek, Łukasz i Michał II po 10 (bo wszyscy lubią okrągłe liczby), Filip bez problemu zaliczył 9-tkę, Darek i Radek II stanęli, gdy licznik wybił 8 kilometrów, Robert i Janek – prawie  ramię w ramię (2 metry od siebie) pokonali trasę długości  7 km, Grzesiek uznał, że idealny dla niego dystans to 6 kilometrów (z czego sporą część przebiegł, nie wiedzieć czemu, tyłem),  Adam, Mateusz, Andrzej, Michał I, Rafał, Jacek i Krzysiek – jak jeden mąż – wszyscy zaliczyli po tradycyjnej  5-tce, natomiast Mariusz i Radek I poszli na całość i nie zatrzymali się, aż licznik nie wskazał 4000 (obaj prosili, aby ich wyniki podawać w metrach).

Jak mówi klasyk: „jakby tu kochany nie liczyć – wychodzi 229 km!”

Zasada była prosta – każdy biegnie ile zadeklarował (ani mniej, ani więcej!) o dowolnej porze. No może nie do końca o dowolnej… Trasę należało pokonać 3 maja 2020 roku.

I tak: Nocnym Markiem okazał się Grzesiek. To właśnie on, gdy dzień jeszcze walczył z nocą, pierwszy wyruszył na trasę.  Jeszcze przed śniadaniem o dotarciu do mety zameldował Cezary, chwilę po nim prezes Marek oraz – nie przez wszystkich jeszcze kojarzony („Panowie, co to za gość wbił się na naszą stronę?”) – Radek II, rzutem na taśmę wyprzedzając Jacka. Tuż po 10.00 (a więc już chyba po pierwszym posiłku) przeszedł komunikat od biegnącego z synem Rafała (tu śniadanie mogło ograniczyć się do zielonej herbaty), Michała I i Mariusza, który walczył z łydką. Potem licznik na dwie godziny się zaciął, bo kto lubi biegać z pełnym żołądkiem? Jak w znanym westernie „w samo południe” walkę z własnymi słabościami zakończył Mateusz, o „błysk szprychy” wyprzedzając poganiającego przed sobą sporą gromadkę Krzysztofa. Tuż po południu rozpoczęły się prawdziwe „żniwa”. To był czas Michała II, Filipa, Maćka oraz pomysłodawcy tego projektu Piotra. Krótko po nich zameldowali się razem (a jednak osobno) Robert i Janek, a jeszcze przed 13.00 (pamiętający czasy, kiedy od 13.00 rozpoczynało się prawdziwe życie) Adam i Andrzej. Kolejni w kolejce byli: nasz młody chart Daniel  oraz rekordzista długości trasy – „rączonogi” (tak, jest takie słowo) Bartek. Potem nastała cisza, przerwana przez ambitnie dokładającego sobie kilometrów już na trasie Darka. Jeszcze przed obiadem (chyba, bo on strasznie często je) zameldował wykonanie zadania Marcin I i, po kilkunastu minutach, Marcin III. Mała owacja czekała Żelka, który jak mówił, przyspieszając z minuty na minutę (a jemu można wierzyć), zamknął 200 km. Potem nerwówka… Czy damy radę? Czy wszyscy staną na wysokości zadania? Czy obejdzie się bez kontuzji, która storpeduje nasze plany?  Po krótkich poszukiwaniach odnaleźli  się jednak Łukasz i lekko zasapany Radek I. Pozostało czekanie na Marcina II, ale na gwiazdę warto poczekać! Dokładnie o 15.55 Marcin II zaraportował swoją 10-tkę.

Jak mówi klasyk: „jakby tu kochany nie liczyć – wychodzi 229 km!”

 

Jeszcze słów kilka o trasie, bo a nóż gdzieś nas spotkaliście (widzieliście)?

I tak (zaczynając od najdalszych destynacji): Piotrek biegał nad morzem (Sopot – Gdańsk), Mateusz w okolicach Mławy, Michał II hasał po Puszczy Kampinoskiej, Maciek dookoła Zegrza, a Marek w okolicach pobliskiej Dąbrowy Chotomskiej. Łukasza można było spotkać (ale nie dogonić!) na opłotkach Węgrowa.  Nową bieżnię w Nowym Dworze testował Jacek. Z dalekowschodnią melancholią na twarzy, w Stoczku Łukowskim dostojnie pokonywał kilometry Radek I. Darek mierzył się z czasem w Radziejowicach pod Mszczonowem, zaś Grzesiek pędząc z Halinowa do Grabiny. Na obrzeżach Warszawy, choć daleko od siebie, biegli na wschodzie Żelek (Wiązowna), na zachodzie Andrzej (Klaudyn), a na południu Filip (Borowa Góra, Józefów). W Wesołej zabawiał się Marcin II, a w Nowej Iwicznej pod Piasecznem zaciskał zęby, walcząc z bólem i niekończącym się dystansem, Mariusz. Otoczony wianuszkiem latorośli  Krzysztof zrobił co do niego należało w Piasecznie. Reszta postawiła na STOLYCĘ! Adam odwiedził Las Kabacki, Michał I z synem poruszali się po łuku Dolinki Służewieckiej, Radek II prawie natknął się na Roberta i Janka na moście Siekierkowskim (zabrakło raptem dwóch godzin). Pod nimi pętlę wokół Jeziorka Czerniakowskiego wykonał Marcin II. Cezary ruszył wzdłuż Wału Miedzeszyńskiego i Trasy Siekierkowskiej, Bartek swoją 20-tkę „upchał” w okolicach Gocławia, Bulwarów Wiślanych i Grochowa. Ceniący samotność Daniel zaszył się (to nie to, co myślicie) w Lesie Bemowskim, zaś lubiący się promować Marcin I i Rafał wybrali zatłoczony Park Skaryszewski.

Jak wyszło? Jak mówi klasyk: „jakby tu kochany nie liczyć – wychodzi 229 km!”

/cez/