Romer zapewnia: Nie odwieszam butów na kołek

Oczywiście, wolałbym, żebyśmy wygrali, ale z drugiej strony w tych meczach było tyle zwycięstw, głównie dzięki kolegom, że jak przy takim jubileuszu zdarzyła się porażka, to nic strasznego – mówi Adam Romer, który w przegranym 5:6 sparingu z drużyną Radców Prawnych rozegrał 200. mecz w barwach Stowarzyszenia.
Spotkanie przy sztucznym świetle w poniedziałkowy wieczór, na legendarnym „Wembley” w Parku Skaryszewskim, było wyjątkowo kameralną areną do uczczenia jubileuszowego występu Adama w naszej ekipie, posiadającej wybitnie eklektyczny styl gry. I starcie z Radcami Prawnymi potwierdziło, że na boisku prezentujemy futbol mający swe źródło w różnych doktrynach.
Do przerwy prowadziliśmy 3:0 po bramkach Jana Błońskiego, Aleca Schwartzmana i Jacka Kowalskiego. Wszystkie padły po znakomicie rozegranych akcjach, a „Kowal” potwierdził, że piłka szuka go w polu karnym jak magnes. Nasz zespół praktycznie nie pozwolił rywalom na nic, bardzo dobrze operował piłką i tworzył akcje złożone z wielu podań. Niestety, nie udało się podtrzymać tej dominacji po przerwie, choć przez długi czas zachowaliśmy wysokie prowadzenie, dzięki trafieniom Mikołaja Kruka na 4:0 i Schwartzmana na 5:2. Szczególnie bramka Mikołaja zasługuje na osobne zdanie, bo wpadła po rewelacyjnym podaniu Schwartzmana z lewej strony i idealnym wyjściu do piłki oraz zimnej krwi samego strzelca. Jednocześnie dało się odczuć, że im bliżej było końca, tym utrzymywanie się przy piłce stawało się dla nas trudniejsze. I coś, co przez długi czas wydawało się nie do pomyślenia, stało się faktem. Przegraliśmy 5:6. Zaważyły na tym błędy w obronie przy licznych stałych fragmentach gry. Dawaliśmy rywalom zbyt dużo swobody przy dośrodkowaniach, co kończyło się bramkami. Natomiast trzeba podkreślić, że arbiter nam nie pomógł, bo rzut karny, po którym straciliśmy jedną z bramek, był wybitnie „z kapelusza”.
Nawiasem mówiąc, w kuluarach krążyła informacja, że sędzia orzekł na koniec remis. I ten mecz rzeczywiście powinien co najmniej zakończyć się takim wynikiem. Kilkukrotnie obijaliśmy poprzeczkę, a doskonałą okazję do strzelenia gola w końcówce miał Piotr Kwiatkowski, któremu piłkę idealnie wyłożył Robert Błoński, ale 40-latek strzelił na wiwat.
Sytuację w drugiej połowie miał też Adam Romer, który jubileusz o mało co, a okrasiłby bramką po widowiskowej szarży w polu karnym. Tutaj można mówić o pechu, bo całą akcję przy linii bocznej oglądali jego najbliżsi. – Z tym „o mało” to źle powiedziane (śmiech). Robiłem, co mogłem, żeby podać Jaśkowi. Ale nie, nie rozpamiętywałem wieczorem tej sytuacji – stwierdził Adam, który debiutu w drużynie, co prawda, nie pamięta, lecz przywołuje w ogóle mecz, od którego „wszystko się zaczęło”. – To było spotkanie z Austrią w Wiedniu, na które nie pojechałem, bo Magda trafiła do szpitala z powodu problemu z nerkami. Dostaliśmy strasznie, przegraliśmy 0:5 czy 0:6. To było przy okazji eliminacji Euro 2004, a stowarzyszenie założyliśmy rok później – wspomina.
W przyszłym roku Adam wspólnie z resztą ekipy, będzie obchodzić kolejny jubileusz, czyli 20-lecie istnienia drużyny. Także pod tym względem liczby Reprezentacji Dziennikarzy są imponujące. – Najważniejsze, że było miło spędzić czas przez tych dwieście meczów. Nie sądziłem, że to tyle będzie trwało i że będzie tak fajna zabawa. I niech to trwa. Oczywiście całkiem butów na kołek nie odwieszam, ale raczej, jak „Gilar”, coraz częściej będę wchodzić na stałe fragmenty gry – podsumowuje.
Reprezentacja Dziennikarzy – Radcy Prawni 5:6 (0:3). Bramki: J. Błoński (1:0), Schwartzman (2:0), Kowalski (3:0), Kruk (4:0), Schwartzman (5:2).
Bramkarze: Grzegorz Jędrzejewski, Witold Fedorczyk.
Obrońcy: Mariusz Walkiewicz, Adam Romer, Marek Furjan, Jacek Chodkiewicz, Piotr Przybysz, Marek Skalski, Żelisław Żyżyński i Piotr Kwiatkowski.
Pomocnicy i napastnicy: Alec Schwartzman, Marcin Pawłowski, Patryk Bieńkowski, Michał Kocięba, Patryk Drewnowski, Jan Błoński, Mikołaj Kruk i Robert Błoński.
/Kwiatson Jr/

Z SEMP-em na czwórkę z plusem

Przyspieszony śmigus – dyngus

Zabrze, 23 marca (sobota)

Przed meczem z Reprezentacja Śląska Oldbojów nad Arena Zabrze przeszła ulewa, który przemoczyła nas do suchej nitki, ale to było nic, bo później spadł grad… To był grad goli do naszej bramki

Mistrzowie Polski oldbojów, u których roiło się od byłych reprezentantów Polski (Ireneusz Jeleń, Adrian Sikora, Ryszard Czerwiec) – zrobili nam tydzień przed Wielkanocą niezły śmigus-dyngus, lejąc ile wlezie.

I nie pomogły nam nawet „posiłki” w postaci Mariusza Śrutwy i Marka Żelechowskiego, którym dziękujemy za wsparcie.

Gratulujemy rywalom wysokiej wygranej (8:0). To było dla nas super doświadczenie (mimo, że dość bolesne) zagrać przeciw tak znakomitemu zespołowi, na takim stadionie. Dziękujemy serdecznie Pani Prezydent Miasto Zabrze Małgorzata Mańka-Szulik za zaproszenie i jak zawsze niezwykle serdeczne przyjęcie.

foto Paweł Janicki

RD: Prus – Walkiewicz, Kocięba, Marek Żelichowski, Olkowicz – Bieńkowski, Pawłowski, J. Błoński, Papierz, R. Błoński, Mariusz Śrutwa oraz Tomasz Zubilewicz, Andrzej Kacprzak, Fedorczyk i Partum

/mk/

 

Przed Zabrzem, bez miłosierdzia

Drugie miejsce w Pucharze Stanleya

4 lutego (niedziela), Key West (USA)
Key West to dziwne miejsce. Południowy koniec Ameryki, turystyczne miasteczko gdzie Ernest Hemingway pisał i mieszkał, skąd widać brzeg Kuby, a tysiące Amerykanów przyjeżdżają na wakacje przez cały rok. Malutka wyspa jest symbolem USA, więc nie mogło i nas tam zabraknąć.
Po morderczym zgrupowaniu w Pompano Beach na Florydzie, ruszyliśmy dwoma samochodami na mecz z miejscowa drużyną Southernmost SC, prowadzoną przez legendę florydzkiej piłki, byłego gracza Stali Mielec – Stanleya Matysika.
Panowie, miało być towarzysko, ale oni zrobią wszystko żeby nas pokonać – zapowiedział nasz kapitan Filip Surma, dzięki staraniom którego doszło do tego meczu.
Po ponad pięciu godzinach podróży przez archipelag Florida Keys dotarliśmy na miejsce, a tam czekało na nas nowiutkie boisko nad brzegiem oceanu, flagi, hymny i przeciwnicy, z których najstarszy miał… 34 lata. Kompaktowa obrona, serducho i bardzo dobrze spisujący się w bramce Dominik Lutostański sprawili, że do przerwy było 2:3 i to po bardzo kontrowersyjnym rzucie karnym dla przeciwników.
Po przerwie dwukrotnie młodsi Amerykanie nas zabiegali i skończyło się 3:7. Na pocieszenie hat-tricka po pięknych golach skompletował Marcin Papierz. Co ciekawe, wszystkie bramki strzelił po asystach grającego z nami gościnnie byłego trenera Sparty Praga Joshuy Schirmera.
RD – Southernmost SC 3:7 (2:3). Gole: Papierz 3
RD: Lutostański (Jędrzejewski) – Lepa, Surma, Sołdan, Gilarski, Schirmer, Papierz, Kwiatkowski, Olbrycht, Błoński i Remplewicz
/max/

Nawet polonijna gościnność ma swoje granice

28 stycznia (niedziela) Waldwick, New Jersey (Stany Zjednoczone)

W USA doświadczamy niezwykłej gościnności środowiska polonijnego, jednak z jednym wyjątkiem… Podczas 18. Memoriału Kazimierza Górskiego w Superdome Sports w Waldwick (New Jersey) gospodarze już tak gościnni nie byli.

Wyszliśmy z grupy z drugiego miejsca i w ćwierćfinale trafiliśmy na drużynę Zjednoczenie Polaków w Ameryce. Bardzo wyrównany mecz zakończył się wynikiem 2:2 i serią rzutów karnych, w której musieliśmy uznać wyższość rywala.

Turniej stał na wysokim poziomie zarówno pod względem sportowym, jak i organizacyjnym. Na boiskach była twarda, męska walka. Jest mały niedosyt, choć drużyna walczyła dzielnie i możemy być z siebie dumni. Małym pocieszeniem mogą być też 2 bardzo ładne bramki, które z dystansu zdobył Marcin Papierz. W obu przypadkach piłka najpierw odbiła się od poprzeczki. Podobno ma je pokazać amerykańska telewizja.

Gratulacje dla wszystkich – największe dla organizatorów z Piotrem Gołąbkiem na czele (na zdjęciu poniżej w środku).

RD –  Stal Mielec Nowy Jork 0:1

RD – Polonia Wellington 1:1 (M. Papierz, asysta M. Lepa)

RD – Zjednoczenie Polaków w Ameryce 2:2 (F. Surma, asysta M. Papierz, M. Papierz, asysta F. Surma), karne 3:4

/mp/

Biegamy w Polsce i na świecie

Warszawa i Nowy Jork 28 stycznia (niedziela)

Zgodnie z tradycją, koniec stycznia to czas naszego zaangażowania w Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Ze względu na wyjazd do USA na Memoriał Kazimierza Górskiego (więcej o tym TUTAJ) nasze tegoroczne aktywności były jednak niestandardowe.

Turniej piłkarski rozegraliśmy tydzień przed oficjalnym finałem, wygrywając imprezę „Dla WOŚP na Bielanach” (o tym TUTAJ).
Teraz skupiliśmy się na bieganiu. Korzystając z okazji, dosłownie potraktowaliśmy hasło biegu ulicznego, który od kilku lat jest organizowany jako impreza towarzysząca finałowi Orkiestry.
„Biegamy w Polsce i na świecie” to idealny opis naszej niedzieli. Część w Warszawie (wokół  Stadionu Narodowego, Mostem Świętokrzyskim i w okolicach Centrum Nauki Kopernik), a część w Nowym Jorku (ścieżkami kultowego Central Parku) przebiegła 5 km w szczytnym celu.
Cały dochód z biegu (w tym nasze opłaty startowe) jest przeznaczony na zakup pomp insulinowych dla ciężarnych kobiet z cukrzycą.
/mw/

Wielkie Jabłko z pierogami

Nowy Jork (27 stycznia)
W mieście zdominowanym przez wieżowce i żółte taksówki, skrawek zieleni jest wart miliony dolarów, a sobota wydaje się być idealnym dniem by poznać legendarny Central Park i inne nowojorskie punkty obowiązkowe.
Nowy Jork – tu się oddycha. Pod warunkiem, że opuścisz miejską dżunglę i udasz się do najsłynniejszego parku miejskiego świata. Wycięty od linijki prostokąt o powierzchni 3400 metrów kwadratowych daje nowojorczykom wytchnienie od ulicznych korków i spoglądających na Ciebie drapaczy chmur. Sprawdziliśmy to!
Na spacerze był moment na „Imagine”, bo w bezpośredniej okolicy Central Parku znajduje się budynek w bramie którego zastrzelono słynnego Beatlesa.
Kolejnymi punktami wycieczki było nabrzeże rzeki Hudson, fontanna przy Lincoln Center (znana z filmu Johny Wick), a na deser…lunch na Greeenpoincie, w legendarnym „Pierożku” – który jest jedyną polską restauracją w USA docenioną przez „Michelin”.
A co wieczorem? Słynna Madison Squere Garden, NHL i mecz Rangersów z Vegas Golden Knights. Taka to była sobota w New York City.
Czy da się zwiedzić to miasto pieszo? Nie, ale próbowaliśmy!
/Grzegorz Jędrzejewski/

Lot za ocean

Wygrywamy (z) sercem na Bielanach

Warszawa, 28 stycznia (niedziela)

Doskonała passa naszej reprezentacji trwa. Nie skończył się jeszcze pierwszy miesiąc nowego roku, a my do gabloty wkładamy kolejny puchar. Tym razem za pierwsze miejsce w turnieju „Dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy na Bielanach”. Obsada była skromna, ale za to silna. W ośrodku przy ul. Lindego 20 rywalizowaliśmy z reprezentacją Państwowej Straży Pożarnej (Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza nr 2 w Warszawie) oraz drużyną mieszkańców Dzielnicy Bielany (RYŚ LYNX).

Wiemy, na co nas stać. Zaprezentujmy się najlepiej jak potrafimy. Tak, żebyśmy do Stanów Zjednoczonych polecieli zbudowani formą – motywował w szatni kapitan Marcin Lepa, który w imieniu drużyny wręczył organizatorom specjalny czek.

W turnieju zagraliśmy cztery spotkania, systemem mecz – rewanż. Każde trwało 10 minut. Na pierwszy ogień zmierzyliśmy się ze Strażakami. Przez długi czas próbowaliśmy przebić się przez dobrze ustawioną defensywę, jednak to przeciwnicy strzelili pierwszego gola. Świadomi tego na co nas stać – zaatakowaliśmy. W końcu udało się przełamać defensywę i wyrównaliśmy. Później jednak znów straciliśmy gola, ale i na to trafienie odpowiedzieliśmy. W ostatnich sekundach to nawałnica naszych strzałów. Ostatecznie na kilka sekund przed syrenę trafiliśmy na 3:2. Królem parkietu w tym meczu został Marcin Papierz z dubletem. Trafienie dołożył Piotr Orliński.

Kolejne spotkanie to pojedynek z zespołem RYŚ Lynx. Mieszkańcy Bielan postawili na taktykę sprawdzoną przez Jose Mourinho – autokar w polu karnym. Rywale bardzo długo się bronili. Jednak „Orlik” pokazał swoje umiejętności i dołączył do walki o miano „króla parkietu”.

Przed rewanżami byliśmy zbudowani, ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie korzystali z matematyki. – Panowie, wystarczy nam remis i mamy złoto – stwierdził nasz kapitan. Jednak nam podział punktów nie wystarczał. W rewanżu ze Strażakami sprawiliśmy im lanie. Wygraną 4:0 pokazaliśmy potencjał naszych armat. Po golu strzelili „Peper” i Marcin Cieślik, a dublet ustrzelił Janek Błoński.

Ostatni mecz to #lazabawa. Wiedzieliśmy, że mamy złoto, więc urządziliśmy „brazylianę”. Piłka chodziła niczym u Brazylijczyków. Przypomnijmy, że to Canarinhos mają najwięcej tytułów w futsalu i dominują w tej odmianie piłki nożnej. Ostatecznie pokonaliśmy kadrę mieszkańców Dzielnicy Bielany 6+1:2.

Na wyróżnienie zasługują jednak dwa trafienia. Pierwsze przeciwników — jeden z mieszkańców Bielan popisał się pięknym lobem, pokonując Włodka. Drugie to trafienie na 7:2. W akcji wymieniliśmy co najmniej 6 podań z pierwszej piłki, a Marcin Cieślik niczym Guti wyłożył piłkę piętą Jankowi. Gol był piękny, ale padł sekundę po końcowej syrenie. Organizatorzy nie chcieli nam go zaliczyć, natomiast my ze względu na jego walor dodajemy +1 do wyniku.

Ostatecznie pokazaliśmy, że królujemy na parkiecie. Choć królem trafień został Piotr Orliński, to samozwańczym królem parkietu został Marcin Papierz. – Na ten tytuł pracuje się latami – zakończył „Peper”.

RD – Strażacy 3:2 (Papierz 2, Orliński)

RD – Bielany 1:0 (Orliński)

RD – Strażacy 4:0 (J. Błoński 2, Papierz, Cieślik)

RD – Bielany 6:1 (Orliński 3, J. Błoński 2, Papierz 1)

RD: Lisiewicz, Lutostański – Papierz, Lepa, Orliński, J. Błoński, Cieślik oraz Kocięba

/dl/