Dożynki na Dzikim Zachodzie

Rzepin, 9 września (sobota)

To najlepsze Dożynki w historii” zatytułowała post w mediach społecznościowych strona gminy Rzepin, a my mieliśmy przyjemność brać w nich udział. Graliśmy zgodnie z jednym naszych haseł „liczy się sport i dobra zabawa”, a tej było co niemiara.

Kiedy jechaliśmy na stadion, mijając pięknie ozdobione stogi słomy, spodziewaliśmy się spotkania z naszymi równolatkami, czyli z oldbojami Ilanki Rzepin. Gdy okazało, że naszym rywalem będzie jednak klubowy Dream Team, wtedy nasze sny i marzenia o wygranej lekko przygasły. Natomiast nie zamierzaliśmy składać broni, a wręcz przeciwnie postanowiliśmy ją naładować.

Zgodnie z ustaloną taktyką postawiliśmy na spokojne budowanie gry od tyłu i wymienianie podań między obrońcami. Reprezentacyjna tiki taka działała bez zarzutu. Czekaliśmy cierpliwie na swoje szanse. Rywal dostosował się do naszego stylu i długo utrzymywało się 0:0.

Jednak zryw młodego lewego pomocnika koło 25. minuty meczu porwał drużynę Ilanki. I to właśnie ekipa w niebieskich trykotach wyszła na prowadzenie 1:0. Spisująca się doskonale do tego momentu nasza defensywa w końcu padła, a zaparkowany przed polem karnym autobus został przestawiony na pobliski parking. Na przerwę schodziliśmy przegrywając 0:2. Powiedzieliśmy sobie kilka ważnych, męskich słów i na drugą połowę wyszliśmy odmienieni. Wizualizacja chłodnej wody jeziora Garbicz od razu sprawiła, że gra zaczęła się kleić. Wdrożyliśmy również plan B, który zadziałał dwukrotnie.

Marcin Pawłowski podawał do Marcina Papierza, który zagrywał do Bartosza Remplewicza (świętującego tego dnia 50. występ w naszej kadrze), a ten stwarzał zagrożenie pod bramką przeciwnika. Najpierw „Rempel” wywalczył karnego trafiając w rękę obrońcy (jedenastkę skutecznie wykorzystał „Pawłoś”), a później zanotował znakomitą asystę do grającego u nas gościnnie trenera gospodarzy Kamila Michniewicza.

Przy wyniku 2:2 dowodzeni przez kapitana Dariusza Tuzimka „poczuliśmy krew”. Zaczęliśmy się rozkręcać tak jak zespół, który miał próbę na pobliskiej scenie. Rywale wyczuli zagrożenie. Wiedzieli, że w strzelaniu „jedenastek” jesteśmy mistrzami. Niebiescy przyspieszyli tempo i strzeli nam trzy gole. Końcowy wynik 2:5 nie odzwierciedlał gry, a my po spotkaniu czuliśmy się zwycięzcami. Właściwie to czuliśmy się nimi już przed meczem. Dlatego przyznaliśmy sobie nagrody dla najlepszego strzelca i MVP spotkania.

Z Rzepina i Debrznicy do domów wróciliśmy pełni pięknych wspomnień i mądrzejsi o ważną lekcję – „musimy wdrożyć treningi siatkówki plażowej”. Dzień po wcześniej, po walce, przegraliśmy z siatkarską reprezentacją zamku w Debrznicy.

To był niesamowity weekend w Lubuskiem. Mnóstwo wrażeń, wiele atrakcji, będzie co wspominać w zimowe wieczory przy kominku.

Ślemy serdeczne podziękowania dla Zbyszka „Zibiego” Gondka, który nas do siebie zaprosił, dał dach nad głową, zapewnił wikt i opierunek. Siatkówka plażowa w pałacu w Debrznicy, futbol w Rzepinie, kąpiel w Garbiczu – na nudę nie mogliśmy narzekać. Podziękowania także dla miłych pań Doroty, Małgosi i Izy – które dbały o nas, żebyśmy nie chodzili głodni i spragnieni – i całej ekipy, która uatrakcyjniła nasz pobyt. Kochani! Wielkie dzięki.
Do zobaczenia następnym razem!

/dl/

PoGROMcy dziennikarzy

6 września (środa), Warszawa (Hutnik)

Z każdego, nawet najpiękniejszego snu trzeba delikwenta kiedyś wybudzić. Można to zrobić delikatnie, ale można też zastosować terapię wstrząsową. Właśnie taką zafundował nam w 4. rundzie Pucharu Polski Grom Warszawa (liga okręgowa).

Zespół dowodzony w pomocy przez znanego z ekstraklasowych boisk Marcina Smolińskiego (Legia, ŁKS) rozbił nas 9:1. W drugiej połowie bramki rywali bronił syn naszego bramkarza Tomasza Kiryluka.

Od pierwszych sekund spadli na nas jak grom z jasnego nieba. Zanim zegar odmierzył pierwsze 60 sekund piłka już trzepotała za plecami Włodka. Nawet nie zdążyliśmy dotknąć piłki. Byli „szybcy i wściekli”. I średnio o 20 lat młodsi. 

Co ciekawe, w drugiej połowie sytuacja powtórzyła się jota w jotę. Różnica polegała na tym, że tym razem to my zaczynaliśmy od środka. Efekt finalny był jednak dokładnie taki sam. Znów nie zdążyło upłynąć 60 sekund. „Trzeba ich policzyć. Chyba jest ich kilku więcej” – tak to widział z boiska debiutujący w roli kapitana Marek 

Aby nie było, że robiliśmy wyłącznie za statystów – w pierwszej połowie wyszła nam całkiem zgrabna akcja. Czarek zagrał między liniami do Filipa, a ten uruchomił naszego „Strusia Pędziwiatra”, czyli Janka. Błoński junior pięknie wystawił piłkę Mikołajowi, który skorzystał z tak doskonałego serwisu. Zrobiło się w tym momencie 1:3. Ależ to była frajda! A jak oni byli wk… wściekli. Szkoda, że tylko przez chwilę… Potem wszystko wróciło na stare tory. Szukając na siłę pozytywów: nie przegraliśmy do zera i nie daliśmy się ograć dwucyfrowo, jak rywal Gromu w poprzedniej rundzie (0:15).

Krótko mówiąc, ta runda Pucharu Polski to było dla nas „o jeden most za daleko”. Ale i tak historyczny wynik zostanie zapisany w annałach. No i zabawa była przednia…. 

Reprezentacja Dziennikarzy – Grom Warszawa 1:9 (1:4). Bramka Mikołaj Kruk 

RD: Lisiewicz (Jędrzejewski) – Olbrycht, Furjan, Marciniak – Bieńkowski (Skwierawski, Walkiewicz), Patryk Drewnowski, Surma, Pawłowski, Bonecki (Sikora) – Jan Błoński, Mikołaj Kruk (Cieślik) oraz Kocięba i Gołos

/cez/

GROMy o kolejny awans

5 września (wtorek)

Powołania na środowy mecz IV rundy Pucharu Polski dostali: Grzegorz Jędrzejewski, Włodzimierz Lisiewicz, Patryk Bieńkowski, Jan Błoński, Maciej Bonecki, Marcin Cieślik, Patryk Drewnowski, Marek Furjan, Piotr Gołos, Michał Kocięba, Mikołak Kruk, Krzysztof Marciniak, Cezary Olbrycht, Marcin Pawłowski, Paweł Sikora, Mateusz Skwierawski, Filip Surma oraz Mariusz Walkiewicz.

Od losowania 24 sierpnia wiemy, że naszym rywalem będzie KS Grom Warszawa z ligi okręgowej, w którym występował  dawniej Marcin Pawłowski. Najbardziej znanym piłkarzem rywali jest Marcin Smoliński – mistrz Polski i zdobywca Pucharu Polski z Legią Warszawa. Po 4 kolejkach w grupie Warszawa I Grom z 1 punktem zajmuje dopiero 15. miejsce (2:2 ze Świtem II Nowy Dwór Mazowiecki, 0:1 z Bugiem Wyszków, 0:2 z MKS-em Polonia Warszawa, 1:3 z Wichrem Kobyłka).

Jesteśmy przygotowani na każde warunki. Nie przeszkodziły nam nawet ulewne deszcze, które zamieniły trening w zajęcia wodne.

Komisja Gier Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej na posiedzeniu 30 sierpnia rozlosował już 5. rundę Pucharu Polski. Zwycięzca naszego meczu 13 września spotka się z lepszym z pary Białe Orły sp. z o.o. (klasa A) – KS Łomianki (LO). Ale po kolei…

/spa/

Poważne granie w żarze tropików

Warszawa, 16 sierpnia (środa)

„Zaczynamy poważne granie” – tak nasz mecz w trzeciej rundzie Pucharu Polski na Mazowszu reklamował STF Champion Warszawa.

W tym samym czasie występowali w Cincinnati nasi najlepsi tenisiści, a w Pireusie odbywał się mecz o Superpuchar Europy, ale nie żałujemy, że nie mogliśmy zobaczyć tych wydarzeń.

Było gorąco. W upalny wieczór sensacyjnie prowadziliśmy z nastoletnimi rywalami z ligi okręgowej 3:0 po bramkach Jana Błońskiego (2) i Marcina Pawłowskiego. Efektywność to była nasza dewiza w tym spotkaniu. Może i nie mieliśmy piłki za często, ale jeśli już, to wiedzieliśmy co z nią zrobić. Doświadczenie robi swoje…

Ten mecz okazał się jednak dla nas za długi. Coraz trudniej było nadążyć za młodszymi po kilka razy przeciwnikami, boisko jakby się powiększało. Nasz bramkarz w końcu skapitulował w tej edycji rozgrywek. STF Champion odrobił straty, ale nie zdążył zdobyć zwycięskiej bramki. Sędzia, zgodnie z regulaminem, od razu zarządził rzuty karne.

Bohaterem serii 11-tek został wprowadzony w drugiej połowie Włodzimierz Lisiewicz. Obronił dwa rzuty karne. Nasi strzelcy (Patryk, Jasiek, Krzysiek i Marcin) byli bezbłędni i sensacja stała się faktem.

Po meczu do szatni przyszedł trener rywali Marcin Mięciel, 5-krotny reprezentant Polski, który największe sukcesy klubowe osiągał w Legii Warszawa: – Gratulacje. Jak będziecie grać finał na Narodowym, to poproszę bilet, a teraz muszę się ukrywać – zażartował. Czekamy na rywala w IV rundzie, która odbędzie się 6 września. Czy taki sukces drużyny, która nie gra w żadnej lidze to jest temat dla mediów, zastanawialiśmy się z uśmiechem.

Reprezentacja Dziennikarzy – STF Champion Warszawa 3:3 (2:0). Gole: J. Błoński 27′ i 36′ (asysta P. Drewnowski) oraz M. Pawłowski 48′ (asysta J. Błoński). Karne 4:1 (P. Drewnowski, J. Błoński, Marciniak, Pawłowski)

RD: Prus (83. Lisiewicz) – Olbrycht (46. Lepa), Furjan, Cios – Cieślik (30. Bieńkowski), Surma, Pawłowski, P. Drewnowski, Papierz (67. Gołos) – Błoński, Marciniak. W kadrze meczowej Sikora, Romer i Przybysz

/spa/

Przebiliśmy sufit

Warszawa, 9 sierpnia (środa) Hutnik/Aktywna Wa-wa

Od lat naszym niespełnionym marzeniem było przebrnięcie dwóch rund Pucharu Polski. Kilka razy było blisko, ale zawsze czegoś nam brakowało…  Ale jesteśmy uparci. A jak się bardzo chce, to już połowa sukcesu. Za …nastym podejściem przebiliśmy w końcu ten sufit! Pokonaliśmy grającego w B klasie Sokoła Kołbiel. 

 Druga runda to już zespoły zrzeszone, czyli takie, które na poważnie podchodzą do treningów. Z doświadczenia też wiemy, że na dziennikarzy jest dodatkowa „spinka”. Króluje hasło – „trzeba dokopać tym pismakom, którym się zdaje, że się znają na piłce”.

I rzeczywiście początek do najłatwiejszych nie należał. „Sokoły” przejęły inicjatywę i starały się skruszyć naszą defensywę. Sporo było rwanej i szarpanej gry przerywanej faulami. Dość szybko żółte kartki pojawiły się na koncie Pawła Sikory, Filipa Surmy oraz dyrygującego tercetem obronnym Marka Furjana.  

Oni atakowali, my strzeliliśmy bramkę. Czyli klasyka według scenariusza – podpuścić, i skasować! Wrzutkę w pole karne Patryka Drewnowskiego przedłużył Mikołaj Kruk, a na drugim słupku akcję zamknął – także uderzeniem głową – nasz wahadłowy, Marcin Cieślik. 

Przed drugą połową trener Piotr Czachowski uczulał, aby nie popaść w samozadowolenie. O dziwo jednak, to młode „Sokoły” latały coraz niżej, a my mieliśmy coraz więcej do powiedzenia w środkowej strefie boiska. Sporo odbiorów notowali Filip i Patryk Drewnowski, a zdobytą piłkę transportował do przodu zasiadający „za kierownicą” Marcin Pawłowski 

Z tyłu raczej nie „przeciekało”, o co zadbali uzupełniający formacje obronną Michał Kocięba i Cezary Olbrycht. Gdy był alarm, obowiązywało hasło Claudio Gentile (piłka może przejść, przeciwnik już nie). Stąd właśnie wzięła się „pomarańczowa” kartka dla Czarka. Gdy i to zawodziło, na miejscu był nasz bramkarz Mateusz Prus. Z przodu życie obrońcom rywali starali się utrudniać Krzysiek Marciniak i Mikołaj. 

Każdy trener powinien mieć w zanadrzu swoje „jokery”. Bo przecież jesteś tak silny, jak silna jest twoja ławka rezerwowych. Nasz trener je miał! W drugiej połowie to właśnie świeże „wahadełka” przeprowadziły decydującą akcję. Piotr Gołos zanotował asystę, a Patryk Bieńkowski był najsprytniejszy w polu karnym. Krótki drybling i strzał, który po rykoszecie przyniósł nam podwyższenie wyniku. 

Dziennikarze – Sokół Kołbiel 2:0 (1:0) bramki: Marcin Cieślik, Patryk  Bieńkowski 

RD: Prus – Olbrycht, Furjan, Kocięba – Sikora, Patryk Drewnowski, Surma, Pawłowski, Cieślik – Mikołaj Kruk, Marciniak.  

Zagrali również Bieńkowski, Robert Błoński, Walkiewicz, Gołos i Przybysz. W gotowości byli Romer oraz Kiryluk. 

 

/cez/

Rekordowy deszcz goli w ulewne przedpołudnie

 Warszawa 5 sierpnia (sobota)

W pierwszej rundzie Pucharu Polski, na obiekcie Escola Varsovia na Białołęce zmierzyliśmy się z drużyną Uniwersytetu SWPS (Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej). Byli i obecni pracownicy uczelni oraz przyjaciele placówki dostali od naszej drużyny surową lekcję futbolu na dużym boisku. Mecz zakończył się wynikiem 9:0 

Po przegranym sparingu z kontrolerami lotu wyciągnęliśmy wnioski. Drużyna wyszła wyjątkowo zmotywowana, a po konsultacjach w szatni trener Piotr Czachowski zmienił nasze ustawienie z klasycznego z czterema obrońcami, na trójkę środkowych i dwóch wahadłowych.  

Decyzja okazała się trafiona, choć paradoksalnie mecz mógł rozpocząć się od prowadzenia rywali. Po prostopadłym podaniu kapitan rywali wybiegł na sytuację sam na sam z Włodkiem Lisiewiczem. Ten jednak zachował się jak na starego lisa przystało, wyczekał rywala i pewnie wybronił strzał. To był jedyny moment, kiedy zadrżeliśmy o wynik. Potem wszystko układało się już po naszej myśli. 

Panowie, spokojnie wygramy 4:0 – uspokajał wszystkich siedzących na ławce Mariusz Walkiewicz, który jak mało kto ma oko do rozpoznawania umiejętności piłkarzy. Tym razem nawet on nie docenił naszych atutów. 

Szybko przejęliśmy inicjatywę i od 10. minuty wydarzenia na boisku toczyły się już według scenariusza ułożonego przez trenera. W 13. minucie, po kolejnym rzucie rożnym, Michał Drewnowski nie dał szans bramkarzowi SWPS, a osiem minut później Mikołaj Kruk strzałem po ziemi dołożył kolejnego gola. 

Przy prowadzeniu 2:0, choć jak mawiał pewien trener, to wyjątkowo niebezpieczny wynik, złapaliśmy właściwy rytm w rozegraniu i w efekcie w 34. minucie podwyższyliśmy prowadzenie na 3:0 po najładniejszej akcji meczu. Dorzucał piłkę Marcin Cieślik, strzelał Janek Błoński, a dobijał Mikołaj Kruk.  

Początek drugiej połowy, już po 28 sekundach, przyniósł niepotrzebne nerwy. Filip Surma w niegroźnej sytuacji sfaulował rywala przy linii końcowej. Faul był jednak w obrębie pola karnego i w efekcie drużyna SWPS stanęła przed szansą zdobycia gola. Do tego trzeba było jednak wykonać rzut karny. Strzał jednak minął naszą bramkę o dobry metr. 

W tej sytuacji nie pozostało nam nic innego jak strzelać kolejne gole. Między 50. a 68. minutą udało nam się to aż sześć razy. Mikołaj skompletował hat-trick. Marcin Pawłowski pokazał rywalom jak się strzela karne. W końcu przełamał się nieskuteczny wcześniej Janek Błoński. Ósmy gol był wyrównaniem naszego pucharowego rekordu (z Julandem Domki), a dziewiąty oznaczał historyczny wynik.

W kolejnych minutach mieliśmy jeszcze kilka szans na „dwucyfrówkę”. Dwoił się i troił Janek Błoński, któremu zależało, żeby mieć asystę przy trafieniu taty, ale Robert nie był w stanie skierować piłki do bramki. 

Czasu na fetowanie nie mamy zbyt wiele, bo już w najbliższą środę (09.08) zaplanowano drugą rundę rozgrywek, a tej przez ostatnie kilkanaście lat nigdy nie udało nam się pokonać. Przygotowania do meczu z Sokołem Kołbiel ruszyły niemal od razu po ostatnim gwizdku. Wszystkie zmiany przeprowadzaliśmy już z myślą o kolejnym rywalu.

SWPS – Reprezentacja Dziennikarzy 0:9 (0:3) 

Bramki: Kruk 3 (20., 34., 56.), Drewnowski 2 (13. 50.), Jan Błoński 2 (65., 69.), Pawłowski 1 (54. k), Bieńkowski 1 (60.)

RD: Lisiewicz – Kocięba (70. Romer), Furjan, Cieślik – Sikora (46. Przybysz), Surma (60. Walkiewicz), Bieńkowski (70. Gilarski), Pawłowski, Drewnowski – Jan Błoński, Kruk (65. Robert Błoński)  

Trener: P. Czachowski 

 /ar/

 

 

 

Spokojnie, to tylko awaria, czyli – czy leci z nami pilot?

Warszawa, 2 sierpnia (środa)

To jest sparing, więc nie interesuje mnie wynik, a gra i to każdego z was. Zaczynamy nowy sezon, macie wszyscy czyste karty, a w sobotę Puchar Polski – mówił przed meczem z ATC Warszawa trener Piotr Czachowski, ale już po pierwszym kwadransie trochę… zaniemówił, bo jego drużyna straciła trzy bardzo podobne bramki i przegrywała 0:3. Nawet argumenty, że mamy przewagę w posiadaniu piłki, a tak w ogóle to „spokojnie, bo to tylko awaria”, nie wpłynęły na poprawę nastroju doświadczonego szkoleniowca. W początkowych fragmentach zdecydowanie najbardziej podobała mu się perfekcyjnie przygotowana, równa jak stół murawa na stadionie Hutnika.

Ona była dla nas za dobra, za szybko piłka chodziła – podsumował z kwaśnym uśmiechem jeden z tych zawodników, którzy zdecydowanie zawiedli. Graczom trawa nie przeszkadzała.

Humor Piotrowi Czachowskiemu mógł i powinien poprawić Janek Błoński. Nasz najszybszy i najgroźniejszy zawodnik równie łatwo dochodził jednak do sytuacji bramkowych, co je marnował i zamiast remisować 2:2 wysoko przegrywaliśmy. 

Kontrolerzy lotów z Okęcia (ATC to oczywiście skrót od Air Traffic Control) kontrolowali grę tylko w pierwszej połowie, gdy w naszych szeregach trwały gorączkowe rozważania, czy leci z nami pilot. Druga, po mocnych słowach jakie powiedzieliśmy sobie nie tyle w szatni co przy ławce rezerwowych, była znacznie lepsza. Odpowiedzialność za piłkę, wsparcie dla partnera, dobra atmosfera – to wszystko sprawiło, że po dwóch efektownych bramkach Mikołaja Kruka zrobiło się tylko 2:3, a w końcówce mieliśmy nawet świetną okazję do wyrównania. Gdy jej nie wykorzystaliśmy, po raz kolejny sprawdziliśmy prawdziwość tego samego starego porzekadła piłkarskiego, co na początku meczu. Niewykorzystana szansa szybko się zemściła, tuż przed gwizdkiem.

Test był wartościowy, jeden z byłych selekcjonerów pochwaliłby nas nawet za wygraną drugą połowę, ale teraz całą uwagę koncentrujemy na sobotnim meczu Pucharu Polski. Droga na Stadion Narodowy wydaje się długa nie tylko czasowo – bo przecież mamy szansę na finał 2 maja 2025 roku. Wszystko jednak przed nami, optymizmu i ambicji nigdy w Reprezentacji Dziennikarzy nie brakowało. 

Reprezentacja Dziennikarzy – ATC Warszawa 2:4 (0:3)

Reprezentacji Dziennikarzy: Lutostański – Olbrycht, Walkiewicz, Kocięba, Cieślik – J. Błoński, Gołos, Bieńkowski, Pawłowski, Kruk – Papierz. Na zmiany wchodzili: Drewnowski, R. Błoński, Olkowicz, Przybysz, Romer, Sikora, Surma, Zubilewicz, Żyżyński.

/żyży/

Aktywna pamięć

Warszawa, 29 lipca (sobota)

79. rocznicę Powstania Warszawskiego uczciliśmy na sportowo 3 dni wcześniej. wieczornym startem w 32. Biegu PW. Większość (w tym reprezentacja rodu Sołdanów) wybrała krótszą, 5-kilometrową pętlę, ale mieliśmy również przedstawicieli na dystansie 10 km. 

Wydarzeniu, jak zawsze, towarzyszyła podniosła atmosfera, wyjątkowy klimat i wielkie emocje. Obie trasy prowadziły przez miejsca historyczne. Wspólną linię startu, usytuowano przy Pomniku Powstania Warszawskiego. Tu było wejście do kanałów, którymi powstańcy ewakuowali się ze Starego Miasta do Śródmieścia i na Wolę. Meta, również wspólna dla biegu na 5 i 10 km, została zlokalizowana przy ulicy Konwiktorskiej przy stadionie Polonii. Na płycie boiska, pod koniec sierpnia 1944 roku, w trakcie bitwy o przerwanie niemieckiego pierścienia na linii Dworca Gdańskiego, poległo wielu żołnierzy z batalionów „Zośka” i „Czata 49” ze zgrupowania AK „Radosław”.

W biegach wystartowało i uczciło pamięć powstańców prawie osiem tysięcy osób. Na krótszej pętli najprzyjemniej było na drugim kilometrze. Nogi same niosły, kiedy trzeba było zbiegać ulicą Karową. Tej świeżości brakowało pod koniec, kiedy z Wisłostrady trzeba było podbiec na Konwiktorską.

Na trasie panowała niezwykła duchota, było gorąco, ale najważniejsze, że wszyscy bez kontuzji dotarliśmy do mety.

Przed nami kolejne biegowe wyzwania – na początku października Biegnij Warszawo z metą na stadionie Legii, a 11 listopada tradycyjny Bieg Niepodległości. Oba na 10 km.

/rb/

Lipiec bez piłki, ale na sportowo

Lipiec 2023

Lipiec to jedyny miesiąc, w którym zawieszamy treningi. Myli się jednak ten, kto myśli, że wówczas siadamy z „drinkiem z palemką” w dłoni i moczymy nogi nad brzegiem basenu. Na piłce świat się nie kończy. To czas dla innych aktywności, na które często w ciągu roku brakuje nam zwyczajnie czasu.  Miesiące wakacyjne to idealny czas dla fanatyków roweru, a takich u nas nie brakuje. Są „szosowcy” i są także zapaleni „crossowcy”. 

Są i tacy, którzy najlepiej wypoczywają aktywnie przy lekkiej bryzie. Klub „wodniaków” jest u nas silny i w każde wakacje rusza na wodę, bo właśnie tam najlepiej odpoczywają i „ładują akumulatory”. 

I wreszcie zdobywcy szczytów. To ci, którzy nawet latem i to w kraju z pięknymi plażami, mają zupełnie inny pomysł na siebie… Bułgaria kojarzy nam się przede wszystkim z letnim wypoczynkiem nad Morzem Czarnym. Burgas, Warna, Złote Piaski. Tymczasem aż jedną czwartą powierzchni tego kraju stanowią góry, a ponad setka szczytów przekracza 2000 metrów. Perłą w koronie jest zaś Musała – najwyższy szczyt nie tylko Bułgarii (2925 m n.p.m.), a także całych Bałkanów!               

Podejmujemy rękawicę i z samego rana w małej grupie atakujemy wierzchołek znajdujący się w masywie Gór Riła. Startujemy z miejscowości Borowiec – czyli bułgarskiego Zakopanego. Riła – w wolnym tłumaczeniu ze starożytnego języka trackiego – znaczy „góra pełna wody”. Idąc mniej używanym, trochę „dzikim” szlakiem szybko przekonujemy się o prawdziwości tej nazwy. Co rusz przeskakujemy szemrzące strumyki i pokonujemy zalane łąki. Krótko mówiąc – niemal od startu woda chlupocze w naszych butach… 

Z Gór Rylskich wypływają najdłuższe i najgłębsze bałkańskie rzeki, jak np. Iskyr (będąca dopływem Dunaju) czy Marica (wpływająca do Grecji i Turcji). Na pierwszej, płaskiej części trasę urozmaicają prześliczne jeziora polodowcowe (w całym masywie jest ich tu w sumie około 200) i małe wodospady. Ostatnie schronisko położone jest na wysokości 2700 m n.p.m. 

Czas na atak szczytowy! To najbardziej stromy odcinek podejścia, ale kto zdobywał praktykę w naszych Tatrach, nie ma się czego obawiać. Problemem były tylko zalegające w kilku miejscach rozległe” czapy” śniegu. 

Sam wierzchołek nie jest zbyt spektakularny, a mówiąc dosadniej jest po prostu brzydki. Na Musale stoi kilka naprawdę obskurnych budynków, m.in. stacja meteorologiczna. Ale jakie to ma znaczenie? Nie przeszkadza nam również to, że właśnie się zachmurzyło i nie do końca możemy podziwiać fenomenalny ponoć widok na całą okolicę. Liczy się tylko jedno – Musała zdobyta! Jesteśmy w najwyższym punkcie całych Bałkanów.  

Teraz głęboki oddech i…. wcale nie krótsza droga w dół.

/cez/

Pucharowa przygoda

Warszawa, 14 lipca

SWPS Warszawa to nasz rywal w I rundzie Pucharu Polski 2023/2024 na Mazowszu.

Kapitan rywali Stanisław Burdon napisał dla nas kilka słów o swoim zespole: „Jesteśmy drużyną złożoną z pracowników, byłych pracowników i przyjaciół Uniwersytetu SWPS. W Pucharze Polski występujemy piąty raz z rzędu, niestety jak dotąd bez sukcesów. Zawsze odpadaliśmy w pierwszej rundzie. Od kilku lat gramy rekreacyjnie w swoim gronie, a występy w Pucharze to nasza jedyna coroczna próba rywalizacji „na zewnątrz”. Czasami zdarzy nam się zagrać jakiś sparing, ale nie gramy w żadnej lidze. Niektórzy z nas grali w klubach w czasach juniorskich, nie ma się czym pochwalić. Spotkamy się na boisku przy ulicy Aleksandra Fleminga 2, ponieważ na nim właśnie gramy. Zaczęliśmy właśnie na Białołęce, ponieważ syn jednego z kolegów tam trenował„.

Mazowiecki Związek Piłki Nożnej rozlosował od razu także dwie następne rundy. Na zwycięzcę naszego meczu czeka SKS Sokół Kołbiel (klasa B).

Gdyby udało nam się przejść dwóch rywali, w III rundzie zmierzylibyśmy się z STF Champion Warszawa Marcina Mięciela i Macieja Bykowskiego, klubem partnerskim Legii, występującym w lidze okręgowej.

Reprezentacja Dziennikarzy w Pucharze Polski (21 meczów i 7 awansów):

2007 AON Rembertów (klasa A) 1:2 (po dogrywce)

2008 Białołęka II (klasa B) 1:3

2009 Wisła Jabłonna (klasa A) 0:4

2010 Wisła Jabłonna (klasa A) 0:3

2011 Niebieska Wiodąca Moc (niezrzeszeni) 4:1, Świt II Nowy Dwór Mazowiecki (klasa A) 2:3

2014 KS Twoja Stara Legionowo (niezrzeszeni) 7:3, Przyszłość Włochy (LO) 1:7

2015 Wicher Kobyłka (klasa A) 1:3 (zmieniony na walkower 0:3)

2016 KS Konstancin II (klasa A) 1:3

2017 Wisła Jabłonna (klasa A) 2:3

2018 Legion Warszawa (klasa A) 2:0, Agape Warszawa (klasa okręgowa) 2:4

2019 Młoda Ochota (niezrzeszeni) 4:2, AKS Zły (klasa A) 2:6

2020 Juland Domki (niezrzeszeni) 8:0, Mazur Karczew (juniorzy) 0:6

2021 Liga Bobra Proteam ALS (niezrzeszeni) 3:0, Mazur II Radzymin (klasa B) 2:2, karne 3:4

2022 A.D.S. Scorpion’s (niezrzeszeni) 7:0, PRO Warszawa (klasa B) 0:2

/spa/