Puchary na dobry początek roku

12 stycznia (piątek), Nowy Dwór Mazowiecki

Przegraliście mecz o pierwsze miejsce, a i tak macie więcej pucharów od nas – uśmiechał się Sergiusz Wiechowski, kapitan oldbojów Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej chwilę po dekoracji. W Turnieju o Puchar Burmistrza Nowego Dworu Mazowieckiego zajęliśmy świetne, drugie miejsce, przegrywając finał w rzutach karnych 2:3. Wynik znakomity, biorąc pod uwagę świetną obsadę zawodów zorganizowanych przez burmistrza Jacka Kowalskiego, który też zaprezentował się na boisku.

Turniej, jak zawsze, był intensywny – zaczęliśmy od starcia z ubiegłorocznymi triumfatorami, Tenisistami. Dawid Celt, Marcin Domka i spółka wielokrotnie udowadniali, że są wspaniałymi piłkarzami, a spotkania z nami zawsze traktowali niezwykle prestiżowo i ambicjonalnie. Tym razem jednak się potknęli – dzięki bramce Janka Błońskiego prowadziliśmy, jednak w końcówce rywale wyrównali. W drugim spotkaniu mierzyliśmy się z Oldbojami Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej, tym razem to my straciliśmy pierwsi gola, ale wyrównał Janek. Niestety, tuż przed końcem rywale trafili na 2:1. W starciu z Sędziami MZPN-u było 3:1 dla nas (dwa gole strzelił Janek Błoński, jednego dołożył jego tata Robert) i… w nerwach czekaliśmy na rozstrzygnięcie spotkania Oldbojów z Tenisistami. Mobilizowaliśmy piłkarzy do zwycięstwa, które dawało nam drugie miejsce w grupie i półfinał. W pewnym momencie zrobiło się nerwowo – Tenisiści przegrywali tylko 2:3 i mieli ogromną szansę na gole, ale ostatecznie Oldboje powiększyli przewagę (wygrali 5:2) i drugi rok z rzędu znaleźliśmy się w czołowej czwórce. Kurier Nowodworski opisał to TAK.

W półfinale naszymi rywalami byli Trenerzy Grup Młodzieżowych Świtu. Kiedy zobaczyliśmy, kto w ich zespole zakłada rękawice bramkarskie, przetarliśmy oczy ze zdumienia – oto między słupkami stanął Michał Kucharczyk (wychowanek Świtu, potem 349 meczów w Legii, 71 bramek i jedenaście trofeów). Mecz był niezwykle zacięty, emocje trwały do ostatniej sekundy, skończyło się naszą wygraną 3:2 (gole Michał Kocięba, Błoński junior oraz Jan Cios) i finał był nasz.

To co, odpuszczacie? Z wdzięczności za naszą wygraną z Tenisistami? – żartował Wiechowski. Na parkiecie śmiechu nie było. Dzięki wspaniałym paradom Mateusza Prusa oraz trafieniu Ciosa utrzymał się remis 1:1 i potem były karne. Wojnę nerwów lepiej wytrzymali Oldboje, w bramce których zagrał Dariusz Dźwigała.

Ale i tak z Nowego Dworu Mazowieckiego wyjeżdżaliśmy szczęśliwi – drugie miejsce to nasze najlepsze osiągnięcie w tym turnieju, a dodatkowo Janek Błoński został królem strzelców, natomiast Mateusza Prusa słusznie wybrano najlepszym bramkarzem. Jedną z nagród był… ręcznik.

RD – Tenisiści 1:1 (J. Błoński)

RD – Oldboje MZPN 1:1 (J. Błoński)

RD – Sędziowie MZPN 3:1 (J. Błoński 2, R. Błoński)

RD – Trenerzy Świtu NDM 3:2 (Kocięba, Cios, J. Błoński) w półfinale

RD – Oldboje MZPN 1:1(Cios) karne 2:3 w finale

RD: Prus – Surma, Kocięba, J. Błoński, Kowalski oraz Cios, Skalski, Przybysz i R. Błoński.

/rb/

Futsal bez barier

Warszawa (OSiR Włochy), 8 grudnia (piątek)

Warszawa była gospodarzem pierwszego w historii Superpucharu Europy „Futsal bez barier” dla osób z niepełnosprawnością umysłową lub ruchową. Trofeum zdobyła reprezentacja Włoch (Insuperabili), która wyprzedziła kadrę Polski, Hiszpanię (Fundacio FC Barcelona) i Ukrainę (Olimpiady Specjalne). Kapitan zwycięzców miał opaskę z podobizną Giorgio Chielliniego. Nie przez przypadek. To właśnie etatowy – przez lata – obrońca reprezentacji Italii pomógł w powstaniu włoskiej drużyny „bez barier”.

My skorzystaliśmy z zaproszenia do udziału w turnieju pokazowym. Naszym pierwszym rywalem była drużyna byłych reprezentantów Polski: z Dariuszem Dziekanowskim, Tomaszem Kłosem i Radosławem Majdanem w składzie. Wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwe zadanie, ale na szczęście w bramce mieliśmy prawdziwego „Turbokozaka” Grzegorza Jęrzejewskiego, a w ataku Roberta Błońskiego, który w akcji meczu „oszukał” Radosława Majdana. Dzięki nim zremisowaliśmy 1:1.

 „Dream team”, złożony z najlepszych zawodników Superpucharu, pokonaliśmy później 4:1, zapewniając sobie tryumf w turnieju. Wszystkie gole w tym meczu to dzieło „Błonki”.

To była świetna zabawa. Wspieramy całym sercem! 

 RD: Grzegorz Jędrzejewski, Mariusz Walkiewicz, Robert Błoński, Michał Kocięba, Patryk Bieńkowski, Dominik Lutostański i Łukasz Matusik

/lm/

    

Do wioseł, dla telefonu zaufania!

Warszawa, 28 listopada (czwartek)
Nie boimy się żadnych wyzwań i wzięliśmy udział w 6. edycji akcji #WszyscyDoWioseł!
W znakomicie zaaranżowanej Strefie Premium na stadionie Legii przy Łazienkowskiej wspólnie z uczestnikami z wielu drużyn i środowisk płynęliśmy dla Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. W imprezie udział wzięli m.in. były Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, zawodnicy i sztab szkoleniowy pierwszej drużyny Legii (m.in. Paweł Wszołek i Artur Jędrzejczyk), koszykarze, wioślarze, zawodnicy MMA oraz wielu innych sportowców i celebrytów.
Celem akcji w tym roku było zebranie środków na telefon zaufania dla dzieci i młodzieży (116 111). Jedna osada, składająca się z 4 zawodników wiosłowała 11 minut, bo tyle średnio trwa rozmowa z telefonem zaufania. Dzięki naszej wpłacie sfinansowaliśmy równowartość 10 takich rozmów.
Cel nadal można wspierać wpłacając środki POD TYM ADRESEM.
/mw/

Gwiazdy dla Hani Wróbel 

Warszawa, 18 listopada (sobota)

W Arenie Piłkarskiej SGGW na warszawskim Ursynowie odbyła się 15. edycja imprezy „Gramy dla Hani Wróbel”, córki byłego sędziego Ekstraklasy, która urodziła się z porażeniem mózgowym.

W tym roku zmieniono formułę i zamiast turnieju odbył się pokazowy mecz gwiazd, z udziałem naszych reprezentantów (m.in. Robert Błoński, Krzysztof Marciniak, Marcin Papierz).

Na boisku pojawili się również m.in. Dariusz Dziekanowski, Marek Jóźwiak, Robert Podoliński, Tomasz Sokołowski i Dariusz Dźwigała. Sędzią głównym był Tomasz Listkiewicz, który „na linii” prowadził finał Mistrzostw Świata oraz finał Ligi Mistrzów.

Mecz komentował Andrzej Strejlau, a hitem aukcji charytatywnej była charakterystyczna niebieska czapka z daszkiem, wystawiona osobiście przez obecnego na trybunach Marka Papszuna.

/mw/

Biało-czerwono i patriotycznie!

Warszawa, 11 listopada (sobota)

33. Warszawski Bieg Niepodległości –  czyli najliczniejsza impreza biegowa w Polsce tego roku – w tak podniosłym i ważnym wydarzeniu nie mogło zabraknąć Reprezentacji Dziennikarzy!

Wystartowaliśmy 11.11 dokładnie o godzinie 11.11, odśpiewawszy wcześniej Mazurka Dąbrowskiego. Oprawa, jak co roku, miała patriotyczny charakter. Zawodnicy, w zdecydowanej większości, ubrani byli w białe lub czerwone koszulki, na trasie można było spotkać sobowtóra marszałka Józefa Piłsudskiego w przedwojennej limuzynie, na mecie czekały pamiątkowe medale z motywem niepodległościowym. Pogoda również dopisała – nie było za zimno, ani za gorąco, ani za mokro. Nic tylko biec!

Biało-czerwona fala biegaczy rozciągnęła się przez niemal całą Aleję Jana Pawła II. Start i metą usytuowane były – jak co roku – na wysokości ulicy Stawki. Można było właściwie biec z zamkniętymi oczami – nawrót, już w Alei Niepodległości na wysokości pubu „Zielona Gęś” (ulica Rakowiecka) i znowu prosto do mety. Ci, którzy wystartowali najwcześniej i pokonali trasę w niewiele ponad pół godziny już na mecie spotkali tych, którzy dopiero szykowali się do startu.

W sumie – jak podał organizator – prawie 14 tysięcy osób ukończyło bieg główny (10 km), nordic walking (6,5 km) i Milę Niepodległości dla dzieci i młodzieży (1918 metrów).

Bieg Niepodległości był ostatnią i największą z imprez należących do Warszawskiej Triady Biegowej „Zabiegaj o Pamięć”. Wystartowaliśmy także w Biegu Konstytucji 3 Maja i Biegu Powstania Warszawskiego. Za rok też pobiegniemy!

/rb/

Mówimy – nie dla rasizmu!

Warszawa, 28 października (sobota)

W sobotnie przedpołudnie wzięliśmy udział w już 25. edycji meczu „Nie dla rasizmu”. Po raz kolejny zostaliśmy zaproszeni przez Mirosława Skorupskiego ze Stowarzyszenia „Daj szansę”, by zmierzyć się z reprezentacją Afryki.

Mecz na kameralnym boisku Szkoły Podstawowej nr 364 przy ul. Andriollego 1 mógł się podobać licznie zgromadzonym na trybunach kibicom. Fani obejrzeli pięć goli, a znakomitym lobem popisał Antoni Partum. Na pochwałę zasługuje również Piotr Przybysz, który mimo  kontuzji, której nabawił się tuż przed meczem, zagrał jak profesor w defensywie.

Niestety, to drużyna z Afryki strzeliła jednego gola więcej i spotkanie zakończyło się naszą przegraną. Czuliśmy niedosyt, bo remis byłby sprawiedliwszym rezultatem. Jednak nie wynik był ważny, a fakt, że po raz kolejny wystąpiliśmy w tym ważnym wydarzeniu.

Przy okazji odnotujmy małe jubileusze: 175 A – Olkowicz, 125 A – Walkiewicz, 90 A – Marciniak, 70 A – Przybysz, 10 A – Lutostański.

Reprezentacja Dziennikarzy – Reprezentacji Afryki 2:3

RD: Lutostański – Walkiewicz, Marciniak Olbrycht, Surma, Przybysz, Partum, Olkowicz, Darek i Antek Tuzimkowie oraz gościnnie — Logan i Matthew.

Bramki: Partum 2

 

/dl/

Pobiegliśmy z Warszawą

Warszawa, 30 września (sobota)

Sobotni poranek 30 września był zimny, wietrzny i deszczowy. Mówiąc krótko – była to doskonała pogoda do biegania! I właśnie tego dnia około 10 tysięcy biegaczy z Warszawy i nie tylko postanowiło wystartować w tradycyjnym już biegu na sportowym firmamencie stolicy czyli Biegnij Warszawo 2023.

Dodatkową zachęta dla nas był fakt, ze tym razem organizatorzy postanowili metę tego wydarzenia zlokalizować na stadionie Legii Warszawa. Finisz na legendarnej arenie przy aplauzie setek kibiców to było coś co rozpalało naszą wyobraźnią i sprawiło, że ci, którzy wcześniej wahali się i nie mieli pewności czy poradzą sobie z dystansem, porzucili rozterki i stawili się na starcie biegu przy ulicy Łazienkowskiej. 

 I tak, w samo południe, wystartowaliśmy i pomknęliśmy bardzo ciekawą trasą, która wiodła ulicami Powiśla, następnie trasą Mostu Świętokrzyskiego na Pragę i tam, obok Stadionu Narodowego, wspięliśmy się „ślimakiem” na Most Poniatowskiego, by dobiec do Nowego Światu, „z górki na pazurki” zbiec ze skarpy wiślanej i po długim około 2-kilometrowym finiszu wzdłuż ulicy Rozbrat wpaść na Stadion im. Marszałka Józefa Piłsudskiego.

To była świetna przygoda i za rok na pewno silna ekipa Reprezentacji Dziennikarzy stawi się na starcie. A teraz czekamy już i szlifujemy formę przed Biegiem Niepodległości! 

/ms/

Śladem Świątek i Szczęsnego

Warszawa, 28 września (czwartek)

W ostatni czwartek września dostaliśmy zaproszenie na towarzyski mecz z reprezentacją Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Okazja była wyjątkowa, bowiem uczelnia właśnie otwiera swoje najnowsze boisko – w hali – ze sztuczną trawą, idealne do meczów „szóstek”. Używając terminologii ze skoków narciarskich, przypadła nam rola przedskoczka.

 

 

Na razie w arenie zajęcia wychowania fizycznego mają dzieci, jednak wkrótce będą tu rozgrywane mecze ligi amatorów. – O takim zagospodarowaniu hali myślałem od 15 lat – powiedział Dominik Szymański, grający kierownik administracji obiektów sportowych SGGW. – Zapotrzebowanie na zadaszone boiska piłkarskie jest w Warszawie przeogromne.

Ze studentami SGGW umówiliśmy się na mecz 2 x 30 minut, w składach 1 + 6. Gospodarze szybko objęli prowadzenie 3:0, ale równie szybko je stracili. W drugiej połowie wygrywaliśmy już 5:4, jednak dwie bramki w ostatnich minutach dały zwycięstwo rywalom.

 

 

Z wyniku nie możemy być zadowoleni, ale najważniejsze było tym razem przetestowanie hali przed oficjalnym otwarciem. Przy okazji „zaliczyliśmy” kolejny obiekt, w którym przed nami trenowały gwiazdy polskiego sportu. Swego czasu mieliśmy treningi na boiskach Varsovii, gdzie pierwsze piłkarskie kroki stawiał Robert Lewandowski.  W hali SGGW, jeszcze przed remontem, trenowali piłkarze Legii, gdy budowano nowy stadion przy Łazienkowskiej. W niej ćwiczył Wojciech Szczęsny, a w czasach, gdy służyła tenisistom – Agnieszka Radwańska i Iga Świątek.

 

 

Reprezentacja Dziennikarzy – SGGW 5:6 (3:3)
RD: Lutostański – Bieńkowski, Kocięba, P. Drewnowski, Surma, Gromadzki, Papierz, Walkiewicz, Kowalski, Olkowicz, Przybysz i Błoński.
Bramki: Gromadzki 4 i Papierz 1.

/olo/

Brawo Lenkija, brawo Piotrek

Litwa, 23 września (sobota)
Niby tylko kilkadziesiąt godzin, a działo się jakbyśmy w Druskiennikach spędzili przynajmniej tydzień. Po zorganizowanym już 18. raz Międzynarodowym Turnieju Piłkarskim na Litwie mamy dla Was kilka wiadomości. Nie wiemy, od której zacząć, ponieważ WSZYSTKIE są dobre, by nie napisać wspaniałe!
Armenija, Vengrija, Latvija, Vilnius, Baltarusija, Skaratvelas, Kaunas, Ukraina – tak przedstawiał się nasz terminarz na sobotnie przedpołudnie. Osiem meczów, po piętnaście minut każdy, przerwa między spotkaniami najwyżej pięć minut. I tylko dwóch zawodników na zmianę. „Królewski początek, mecz o wszystko, 1. mecz przyjaźni, 2. mecz przyjaźni, Legia PamiętaMy, Wolna Białoruś, toast gruzińskim winkiem, 3. mecz przyjaźni i… puchar jest nasz” – z kolei w ten sposób naszych kolejnych przeciwników opisał Michał Kocięba. Niewiele się pomylił co do ogółu, w paru przypadkach błędnie ocenił poszczególnych przeciwników. Ale po kolei.
Tym razem aż dziewięć drużyny zjechało do Druskiennik, w tym debiutanci z Węgier, a litewscy – serdeczni i gościnni jak zwykle gospodarze – wystawili dwa zespoły. Każdy z uczestników miał jeden mecz odpoczynku – my dostaliśmy wolne już w pierwszej kolejce, potem graliśmy niemal bez przerwy.
Nim zespoły wybiegły na boisko, poprosiliśmy organizatorów o mikrofon i tradycyjnym upominkiem uhonorowaliśmy Piotra Gołosa, który 250. raz wystąpił w naszej reprezentacji, co oczywiście nie mogło przejść niezauważone. – Panowie, nawet nie wiedziałem. Ale przypominam sobie, że dwusetny występ też świętowałem na Litwie – mówił Piotrek, który zaprezentował klasę poza boiskiem, dzieląc się sprawiedliwie okolicznościowymi prezentami (jeden dla zespołu, drugi do domowej gabloty z trofeami), a poza tym strzelił bardzo ważne gole w dwóch ostatnich meczach.
Królewski początek z Armenią wypadł rzeczywiście po królewsku, ale dla Ormian, którzy strzelanie goli skończyli na „piątce”. Mecz o wszystko z Węgrami rzeczywiście miał dla nas ogromne znaczenie, zagraliśmy o niebo lepiej, ale co z tego, skoro nasz bilans po dwóch kwadransach na boisku wynosił okrągłe zero punktów i 1-7 w bramkach.
I wtedy nastąpił zwrot akcji, jakiego absolutnie nikt w Druskiennikach się nie spodziewał. Padło kilka cierpkich słów, ale przede wszystkim na spotkanie z Łotyszami opaskę kapitana założył Mariusz Walkiewicz. I…ruszyła maszyna, a raczej DRUŻYNA.
Sześć meczów, pięć zwycięstw, jeden remis (z Gruzinami, no w tym spotkaniu o jakiejkolwiek przyjaźni i toaście winkiem nie było mowy), kilka dramatycznych momentów i wspaniała postawa całego zespołu spowodowała, że przełamaliśmy nasze słabości, przetrwaliśmy wiele trudnych momentów i potem mogliśmy się cieszyć.
Mecze bywały dramatyczne – na przykład z Wilnem (gospodarze turnieju) przegrywaliśmy 0:1, by odwrócić wynik i wygrać 3:1. Albo z Gruzją – od 1:0 przez 1:2 do remisu i punktu na wagę podium w klasyfikacji generalnej. Co ciekawe, po remisie z Gruzinami, Mariusz oddał opaskę kapitana, ale nie zatrzymało to zespołu. Zwycięstwo z Kownem 3:1 spowodowało, że do ostatniego meczu – z Ukrainą – przystępowaliśmy z nadzieją, że wygrana pozwoli na osiągnięcie sporego sukcesu. Cytując klasyka, po ponad prawie 2 godzinach biegania, „zmęczeni jedni i drudzy”, ale my mieliśmy dwóch zawodników na zmianę, a rywale – żadnego. Przegrywaliśmy 0:1 i 1:3, by ostatecznie zwyciężyć 4:3, wychodząc z naprawdę dużych opresji. Radość była ogromna – turniej jest naprawdę trudny, rywale wymagający, a my pojechaliśmy w mocno eksperymentalnym zestawieniu.
Okazało się, że w jedności siła i po kilku latach wróciliśmy na podium, wyprzedzając wszystkie ekipy, oprócz Armenii. To nie był koniec wspaniałych wiadomości – Michał Kocięba zasłużenie został wybrany na najlepszego zawodnika turnieju, co wszystkim jeszcze tylko poprawiło humory.
A później długo w nocy rozmawialiśmy na temat naszego sukcesu – niektórzy, i niech to będzie znak upływającego czasu, pokazywali sobie w telefonach zdjęcia…wnuków! Pewne jest jedno: za rok znowu wracamy na Litwę.
Wyniki: Armenia 0:5, Węgry 1:2 (Sołdan), Łotwa 2:0 (Papierz, Kacprzak), Wilno 3:1 (Papierz, Kacprzak, Kocięba), Białoruś 1:0 (Papierz), Gruzja 2:2 (Papierz, Kacprzak), Kowno 3:1 (Walkiewicz, Wysocki, Gołos), Ukraina 4:3 (Kacprzak 2, Wysocki, Gołos)
RD: Witold Fedorczyk – Piotr Gołos, Grzegorz Wysocki, Michał Kocięba, Maciej Sołdan, Mariusz Walkiewicz – Robert Błoński, Marcin Papierz, Andrzej Kacprzak.
/rb/

Dożynki na Dzikim Zachodzie

Rzepin, 9 września (sobota)

To najlepsze Dożynki w historii” zatytułowała post w mediach społecznościowych strona gminy Rzepin, a my mieliśmy przyjemność brać w nich udział. Graliśmy zgodnie z jednym naszych haseł „liczy się sport i dobra zabawa”, a tej było co niemiara.

Kiedy jechaliśmy na stadion, mijając pięknie ozdobione stogi słomy, spodziewaliśmy się spotkania z naszymi równolatkami, czyli z oldbojami Ilanki Rzepin. Gdy okazało, że naszym rywalem będzie jednak klubowy Dream Team, wtedy nasze sny i marzenia o wygranej lekko przygasły. Natomiast nie zamierzaliśmy składać broni, a wręcz przeciwnie postanowiliśmy ją naładować.

Zgodnie z ustaloną taktyką postawiliśmy na spokojne budowanie gry od tyłu i wymienianie podań między obrońcami. Reprezentacyjna tiki taka działała bez zarzutu. Czekaliśmy cierpliwie na swoje szanse. Rywal dostosował się do naszego stylu i długo utrzymywało się 0:0.

Jednak zryw młodego lewego pomocnika koło 25. minuty meczu porwał drużynę Ilanki. I to właśnie ekipa w niebieskich trykotach wyszła na prowadzenie 1:0. Spisująca się doskonale do tego momentu nasza defensywa w końcu padła, a zaparkowany przed polem karnym autobus został przestawiony na pobliski parking. Na przerwę schodziliśmy przegrywając 0:2. Powiedzieliśmy sobie kilka ważnych, męskich słów i na drugą połowę wyszliśmy odmienieni. Wizualizacja chłodnej wody jeziora Garbicz od razu sprawiła, że gra zaczęła się kleić. Wdrożyliśmy również plan B, który zadziałał dwukrotnie.

Marcin Pawłowski podawał do Marcina Papierza, który zagrywał do Bartosza Remplewicza (świętującego tego dnia 50. występ w naszej kadrze), a ten stwarzał zagrożenie pod bramką przeciwnika. Najpierw „Rempel” wywalczył karnego trafiając w rękę obrońcy (jedenastkę skutecznie wykorzystał „Pawłoś”), a później zanotował znakomitą asystę do grającego u nas gościnnie trenera gospodarzy Kamila Michniewicza.

Przy wyniku 2:2 dowodzeni przez kapitana Dariusza Tuzimka „poczuliśmy krew”. Zaczęliśmy się rozkręcać tak jak zespół, który miał próbę na pobliskiej scenie. Rywale wyczuli zagrożenie. Wiedzieli, że w strzelaniu „jedenastek” jesteśmy mistrzami. Niebiescy przyspieszyli tempo i strzeli nam trzy gole. Końcowy wynik 2:5 nie odzwierciedlał gry, a my po spotkaniu czuliśmy się zwycięzcami. Właściwie to czuliśmy się nimi już przed meczem. Dlatego przyznaliśmy sobie nagrody dla najlepszego strzelca i MVP spotkania.

Z Rzepina i Debrznicy do domów wróciliśmy pełni pięknych wspomnień i mądrzejsi o ważną lekcję – „musimy wdrożyć treningi siatkówki plażowej”. Dzień po wcześniej, po walce, przegraliśmy z siatkarską reprezentacją zamku w Debrznicy.

To był niesamowity weekend w Lubuskiem. Mnóstwo wrażeń, wiele atrakcji, będzie co wspominać w zimowe wieczory przy kominku.

Ślemy serdeczne podziękowania dla Zbyszka „Zibiego” Gondka, który nas do siebie zaprosił, dał dach nad głową, zapewnił wikt i opierunek. Siatkówka plażowa w pałacu w Debrznicy, futbol w Rzepinie, kąpiel w Garbiczu – na nudę nie mogliśmy narzekać. Podziękowania także dla miłych pań Doroty, Małgosi i Izy – które dbały o nas, żebyśmy nie chodzili głodni i spragnieni – i całej ekipy, która uatrakcyjniła nasz pobyt. Kochani! Wielkie dzięki.
Do zobaczenia następnym razem!

/dl/