Perfekcyjny dzień, czyli 5:1 w Elblągu

Elbląga, 25 czerwca (sobota)

Doskonale znamy te dni, gdy cały świat jest przeciwko nam i od rana mamy wrażenie, że wszystko czego się tkniemy legnie w gruzach. Ale w przyrodzie, jak śpiewał kabaret Elita: „bilans musi wyjść na zero”. Dlatego muszą też być dni, kiedy wszystko czego się dotkniemy zamienia się z przysłowiowe złoto. Taki dzień przytrafił nam się właśnie w Elblągu, gdzie na jubileusz 30-lecia zaprosili nas oldboje Olimpii.

Trudno powiedzieć, czy sprawił to korzystny układ planet, czy może (towarzyski wprawdzie) powrót naszego byłego trenera Andrzeja Zamilskiego. Fakt jest taki, że wyszedł nam mecz niemalże I-DE-AL-NY. Bo przecież rzadko się  zdarza, że przy podobnej klasie zespołów schodzisz z murawy z „bananem” na twarzy, a na tablicy wyników świeci się dumnie 5:1 dla twojej ekipy.

Gospodarze zorganizowali swoje święto z dużym rozmachem, z udziałem prezydenta Elbląga Witolda Wróblewskiego, który objął patronat nad wydarzeniem. Obecny był również starosta Maciej Romanowski. W drużynie rywali zagrał m.in. nasz wieloletni kolega „po piórze i mikrofonie” – elblążanin Rafał Nahorny.

Byli też goście specjalni – wychowankowie Placówki Opiekuńczo – Wychowawczej przy ul. Mazurskiej. Oldboje Olimpii od jakiegoś czasu wspierają tamtejsze dzieci. My, aby zaszczepić w nich bakcyla sportu, przekazaliśmy w prezencie rower stacjonarny. Niech się kręci….

Sam mecz toczony był w potwornym upale, który przypomniał stare, niemalże legendarne konfrontacje w Australii i Kambodży. Ale… nie odbiegajmy od tematu.  W związku z bardzo wysoką temperaturą graliśmy niby dwie połowy, ale tak naprawdę cztery kwarty (20 + 15 + 20 + 15 minut). Co ciekawe, najwierniejsi kibice Olimpii w trakcie spotkania pokazali efektowne „racowisko”.

Pierwsza połowa bez goli, z lekką przewagą gospodarzy. Na nasze szczęście mądrze i skutecznie obroną dyrygował grający gościnnie w naszej ekipie były gracz Legii – Tomasz Jarzębowski. My – lekko przyczajeni – uderzaliśmy z doskoku. Niezłą szansę miał w tym czasie Marcin Cieślik.

Bramki padały w drugiej odsłonie. Na początek piłkarska klasyka – czyli Stały Fragment Gry. Może nie  jest tak, że mamy to przećwiczone do perfekcji, ale akcja była „palce lizać”. Po pierwszej wrzutce w pole karne gospodarze jeszcze się wybronili. Ponowienie okazało się dla nich zabójcze. Centra Jarzębowskiego i precyzyjny strzał głową Dariusza Banasika sprawiły, że mogliśmy się cieszyć po raz pierwszy.

Drugi gol to efekt szybkich nóg i chłodnej głowy Janka Błońskiego. Senior rodu, tata Robert, mógł oklaskiwać jego akcję po skrzydle i ładny strzał z dystansu.

Tą bramką tylko rozwścieczyliśmy gospodarzy. Byli gracze Olimpii (a było ich w protokole meczowym coś koło 40) zdobyli dużą przewagę i niemalże wgnietli nas w pole karne, gdzie pełne ręce roboty miał nasz bramkarz Tomasz Kiryluk (także powrót po dłuższej nieobecności). Najaktywniejsi wśród miejscowych byli bracia Maciej i Jacek Bykowscy. Ten drugi był zresztą autorem (mocny strzał głową) bramki kontaktowej.

I gdy kibicom w Elblągu wydawało się, że dziennikarze zaraz „pękną”, my sięgnęliśmy po nasze atuty, wyciągając z rękawa asa za asem. Najpierw Marcin Pawłowski zakręcił kilkoma rywalami i z około 25 metrów uderzył nie do obrony. Ten „spadający liść” wyraźnie ostudził rywali, a kilka chwil później jego kopia mocno nadszarpnęła ich morale. Tym razem było znacznie bliżej, ale trajektoria lotu piłki i efekt końcowy – bardzo podobne. Autorem – notujący tym samym dublet Banasik. Oba gole z rodziny tych, które wpadają jeden na dziesięć. Nie u nas i nie tego dnia. Dwa piękne strzały i prowadzimy już 4:1.

A skończyło się jeszcze wyżej. Uprzedzając ostatni gwizdek arbitra akcję rodem z lodowisk NHL przeprowadził Marcin Papierz. Nasz napastnik mijając balansem ciała kolejnych rywali po prostu „wjechał z krążkiem” do bramki.

Po meczu było jeszcze spotkanie przy „symbolicznej lampce szampana” z nieco smutnymi gospodarzami. Więcej nie pamiętam…

Mecz relacjonowało wiele miejscowych mediów z Dziennikiem Elbląskim, Elbląskim Dziennikiem Internetowym, Expressem Elbląskim oraz Elbląską Gazetą Internetową. Kliknij w tytuł, żeby zobaczyć.

Oldboje Olimpia Elbląg – Reprezentacja Dziennikarzy 1:5 (0:0)
0:1 Banasik (42), 0:2 Jan Błoński (50), 1:2 J. Bykowski (70), 1:3 Pawłowski (72), 1:4 Banasik (73), 1:5 Papierz (77)

Oldboje Olimpii: Piotr Kukliński, Jerzy Fiłonowicz, Rafał Nahorny, Bogdan Durzyński, Zbigniew Sula, Adam Beim, Stanisław Fijarczyk, Jarosław Bielecki, Jacek Spychalski, Zenon Korzeniowski, Krzysztof Gołębiewski, Krzysztof Kalinowski, Arkadiusz Ziółkowski, Janusz Buczkowski, Piotr Łojek, Marcin Wielgat, Grzegorz Gołębiewski, Grzegorz Małkiński, Ireneusz Burzyński, Włodzimierz Kubera, Jacek Ulaszek, Radosław Mazurek, Marek Buchalski, Maciej Bykowski, Jacek Bykowski, Robert Popiołek, Leon Glod, Piotr Tyburski, Marek Woźniak, Arkadiusz Klemenz, Michał Pietroń, Sławomir Elber, Krzysztof Juchniewicz i Jarosław Talik. Trener: Jerzy Bujko.

Reprezentacja Dziennikarzy: Tomasz Kiryluk – Piotr Gołos, Marcin Lepa, Tomasz Jarzębowski, Cezary Olbrycht – Michał Kocięba – Marcin Pawłowski, Dariusz Banasik, Marcin Cieślik, Jan Błoński – Marcin Papierz oraz Daniel Olkowicz, Dariusz Tuzimek, Robert Błoński, Tomasz Zubilewicz i Adam Gilarski. Trener:
Andrzej Zamilski

/cez/

Król Maciej II

Warszawa, 10-12 czerwca

Maciej Sołdan został mistrzem Polski dziennikarzy w tenisie ziemnym. Podczas rozgrywanej w Warszawie 61. edycji mistrzostw, w parze z Rafałem Sitarzem, obronił tytuł deblowy w kategorii open.  W finale na kortach WKT Mera pokonali parę Grzegorz Święcicki, Jerzy Wasowski 6:1, 6:4. W turnieju nie stracili seta. Do złota w deblu, partner Maćka, dorzucił także złoto w singlu (open). „Sołdi” dotarł do ćwierćfinału kategorii +45.

W półfinale debla kategorii open grał Adam Romer. W parze z Michałem Jaśniewiczem przegrał 0:6, 3:6 mecz o wejście do finału z późniejszymi srebrnymi medalistami.

Może uda nam się zorganizować mecz naszych mistrzów? Spotkanie Maćka Sołdana z mistrzem Polski dziennikarzy w padlu Maciejem Krukiem (TUTAJ szczegóły jego sukcesu), mógłby skomentować znany kibicom Igi Świątek komentator Eurosportu, nasz zawodnik, Marek Furjan.

/mw/

 

 

Lubliniec 2022

Święto miasta orła Górskiego

3 czerwca (piątek), Lubliniec

W pierwszy piątek czerwca zawitaliśmy do Lublińca na turniej oldbojów. Trójmecz z udziałem naszej drużyny, reprezentacji gospodarzy oraz Górnika Zabrze był jedną z wielu atrakcji pierwszego weekendu obchodów 750-lecia miasta.

Przyjechał z nami, w roli zawodnika, trener Dariusz Banasik, który wprowadził Radomiaka z II ligi do ekstraklasy. Tym razem stery szkoleniowe przejął Cezary Olbrycht.

Było hucznie i tłoczno. Na murawę wyprowadziła nas miejska orkiestra dęta w towarzystwie mażoretek „Szafir” oraz młodych piłkarzy Sporting FA Lubliniec, a całą imprezę przy pełnych trybunach, otworzył urodzony w Lublińcu jeden z bohaterów „złotej jedenastki” Kazimierza Górskiego, złoty medalista z Monachium i 48-krotny reprezentant Polski Zygmunt Anczok.

Pierwsze kopnięcie na boisku należało do burmistrza Lublińca Edwarda Maniury, który z rzutu karnego pokonał naszego bramkarza Dominika Lutostańskiego.Na rozkładzie mam samego Victora Orbana – chwalił się później na pomeczowym bankiecie burmistrz, wspominając piłkarską potyczkę z Węgrami.

Wszystkie mecze (każdy po 30 minut) były niesłychanie wyrównane. W sumie padły tylko dwa gole. Niestety, oba do naszej bramki. Najpierw przegraliśmy z drużyną Lublińca 0:1, a później z oldbojami Górnika (z mistrzem Polski Andrzejem Orzeszkiem w składzie) 0:1. Mieliśmy swoje szanse. Te najlepsze Marcin Papierz i i grający u nas gościnnie mistrz Polski w teqballu Bartek Frańczuk.

Decydujący mecz turnieju, po remisie 0:0, rozstrzygnęły, zgodnie z regulaminem, rzuty karne. Doskonale bronił Kacper Polak – bramkarz z reprezentacyjną przeszłością w drużynach juniorskich Polski i współorganizator tej imprezy. Dzięki niemu ekipa Lublińca pokonała zabrzan. Podczas rozdania nagród wyróżnienie za 200 występów w Reprezentacji Dziennikarzy odebrał Robert Błoński.

Planujemy długoplanowo więc przyjęliśmy już zaproszenie na wielki rewanż na 800-lecie miasta. Bierzemy się do treningów. Mamy trochę czasu…

RD: Lutostański – Gołos, Olkowicz, Sołdan, Sikora, Kocięba, Marciniak, Bednarczyk, Papierz, Bieńkowski i Błoński oraz Frańczuk i Banasik.

W ten sam weekend aktywna była też sekcja biegowa Reprezentacji Dziennikarzy „na szlaku w stronę słońca”. 4 czerwca w Warszawie odbył się drugi bieg Leśnej Triady Biegowej. 
Tym razem pogoda dopisała, a trasa wiodła pięknymi ścieżkami Lasku Sobieskiego.
Ostatnia odsłona cyklu odbędzie się 17 września w Lasku Bielańskim. Wcześniej jednak weźmiemy udział w tradycyjnym Biegu Powstania.
/ms, spa/

Karne w Sewilli i we Florencji (WIDEO)

18 maja (środa), Florencja
Florencję nawiedziła niedawno fala drobnych trzęsień ziemi, z których najsilniejsze osiągnęło 4 punkty w skali Richtera. Mieszkańcy mogli poczuć jak ściany drżą, a meble przesuwają się po mieszkaniu. To jednak nic z w porównaniu z tym, co czekało stolicę malowniczej Toskanii w związku z przyjazdem Reprezentacji Dziennikarzy.
Do miasta Dantego pojechaliśmy na zaproszenie naszego zawodnika Janka Błońskiego (prywatnie syna naszej 9-tki, Roberta Błońskiego z Przeglądu Sportowego), który na czas swoich studiów doktoranckich we Włoszech został wypożyczony z Reprezentacji Dziennikarzy do drużyny swojego uniwersytetu IUE Calcio. Międzynarodowa ekipa złożona głównie ze studentów i pracowników uczelni, walczy obecnie o 3. miejsce w lokalnej lidze. W przerwie między swoimi rozgrywkami zaprosiła nas na mecz towarzyski.
W połowie maja wreszcie udało nam się znaleźć dogodny dla większości termin i we wtorkowy wieczór zawitaliśmy pod Santa Croce, gdzie w samym środku zabytkowej starówki, tuż obok rzeki Arno, nocowała większość z nas. Ze względu na ograniczenia lokalowe pozostali zatrzymali się w innym hotelu. Dostateczną rekompensatą był taras widokowy na dachu, z którego roztaczała się panorama na miasto i widoczną z każdego punktu, górującą nad pozostałymi budynkami kopułę słynnej katedry.
Środę zaczęliśmy niespiesznie od spaceru po starówce i klasycznego włoskiego espresso. Oglądając Il Duomo, Ponte i Palazzo Vecchio, chodząc między wąskimi średniowiecznymi uliczkami, czekaliśmy na gwóźdź programu czyli popołudniowy sparing. Warunki najlepiej opisałby Piotr Ćwielong: „Jest ciężko. Środa, godzina 18:30, słońce świeci – pogoda też nie dopisuje do grania w piłkę…”. Upał był iście sierpniowy i teraz trochę łatwiej zrozumieć nam decyzję o przesunięciu mundialu na grudzień.
Nasi rywale przystąpili do meczu w okrojonym składzie i zmęczeni po ligowej potyczce dnia poprzedniego, co zapewniło nam początkową przewagę. Ze względu na braki kadrowe Janek Błoński, który początkowo miał grać po jednej połowie w obydwu drużynach, musiał całe spotkanie grać z kolegami z uczelni. Grę kończyli z nominalnym bramkarzem ustawionym na skrzydle, jako że chętnych do bronienia było dwóch, a zawodników z pola dziewięciu… Mimo to, gospodarze przyzwyczajeni do warunków pogodowych i własnego boiska, jako pierwsi stworzyli dwie groźne sytuacje, ale w każdej z nich na wysokości zadania stawał nasz
„Gabor” – Grzegorz Jędrzejewski. W końcu i my złapaliśmy rytm, choć mecz toczył się głównie w środkowej części boiska i nie brakowało bezpośrednich starć. „0-0 po bezbarwnej” i „typowy mecz walki” nikogo by jednak nie zadowolił – w końcu w polu karnym odnalazł się Krzysiek Marciniak, przełożył obrońcę i pewnie pokonał bramkarza rywali. Pierwszą połowę kończyliśmy prowadząc 1-0.
W drugiej części gra nadal toczyła się adekwatnie do warunków pogodowych i choć obydwie drużyny stwarzały sobie okazje, to nadal świetnie bronił Gabor a pod przeciwną bramką niewiele pomylił się Patryk Bieńkowski… W końcu kolejny rajd lewym skrzydłem przeprowadził Janek Błoński, dograł piłkę na piąty metr, gdzie – jak Ruud van Nisterlooy – czekał już na piłkę holenderski snajper IUE Calcio i wreszcie znalazł sposób na pokonanie Gabora.
Regulaminowy czas gry zakończył się remisem i przyszła pora na rzuty karne. Obydwie drużyny rozpoczęły od pewnych trafień, choć przy pierwszych dwóch uderzeniach przeciwników piłka prześlizgnęła się po rękach Gabora. Przy trzecim strzale Grzesiek Jędrzejewski świetnie wyczuł strzelającego i mimo silnego, precyzyjnego kopnięcia odbił piłkę. W ostatniej serii strzelec gola dla IUE Calcio się pomylił, tym razem przeniósł piłkę nad poprzeczką i… wygraliśmy!
Po zmaganiach na boisku, poszliśmy z naszymi rywalami na kolację i wspólne oglądanie finału Ligi Europy Eintracht Frankfurt – Rangers FC. Przy pizzy i tradycyjnych florenckich stekach przeżyliśmy deja vu – mecz finałowy miał identyczny scenariusz jak spotkanie, które rozegraliśmy kilkadziesiąt minut wcześniej: 1-1 w czasie gry i 5-4 w rzutach karnych!
W czwartkowy ranek co odważniejsi z nas ruszyli na Fiesole, wzgórze znajdujące na północy miasta. Tym, którym mecz i toskańskie słońce bardziej dały w kość, wystarczyła dolina Arno i uroki Florencji. Niestety, nie zdążyliśmy zobaczyć i zwiedzić wszystkiego, co byśmy chcieli, bo już wieczorem czekał na nas samolot w Bolonii. Czekamy więc na rewanż!

Reprezentacja Dziennikarzy – IUE Calcio 1:1 k. 5:4
RD: G.Jędrzejewski – P. Gołos, M. Walkiewicz, M. Lepa, M. Bednarczyk – C. Olbrycht, M. Kocięba, P. Bieńkowski, M. Pawłowski, K. Marciniak (gol) – M. Papierz oraz D. Tuzimek, J. Kowalski, A. Gilarski, M. Sołdan i R. Błoński.
/bjr/

Wybory przed finałem Coppa Italia

Warszawa, 11 maja (środa)

Pod koniec naszej gierki na treningowym boisku Legii ze sztuczną trawą pojawiła się kamera Polsatu Sport. To Paweł Sikora nagrywał dwóch naszych „Włochów”: trenera Piotra Czachowskiego i Marcina Lepę do materiału zapowiadającego wieczorny finał Pucharu Włoch między Interem Mediolan a Juventusem Turyn. Wcześniej czekały nas emocje innego rodzaju.

Przenieśliśmy się na pobliskie korty, gdzie odbyło się Walne Zebranie Wyborcze Stowarzyszenia. Ze zdalnego udziału w obradach skorzystali Robert Błoński, Filip Surma i Marcin Papierz. Większość postawiła na obecność fizyczną.

Sprawnie przeszliśmy przez wszystkie procedury. Byliśmy nawet przygotowani do drukowania na miejscu kart do głosowania. Zarządowi w składzie Marcin Lepa, Mariusz Walkiewicz i Cezary Olbrycht zaufaliśmy na kolejną kadencję. Już po walnym panowie wybrali ponownie Marcina na stanowisko prezesa.

W Komisji Rewizyjnej doszło do jednej zmiany, Adama Romera zastąpił Krzysztof Marciniak.

Członkami wspierającymi zostali Patryk Bińkowski, Dominik Lutostański i Mateusz Skwierawski. Czynne i bierne prawo wyborcze uzyskał w głosowaniu Łukasz Matusik, od niedawna także w sztabie reprezentacji Polski kobiet w ampfutbolu.

/spa/

 

Z Ukrainą i dla Ukrainy

7 maja (sobota) Nowy Dwór Mazowiecki

Okazją do powrotu na boisko był piknik polsko – ukraiński. Tego liczyła się dobra zabawa i pomoc dla osób z Ukrainy, które musiały uciekać przed wojną i rosyjskim najeźdźcą. Mecz miał charakter charytatywny, a piknik zorganizował burmistrz Nowego Dworu Mazowieckiego Jacek Kowalski.

Nim w Parku Miejskim imienia Józefa Wybickiego rozpoczęły się występy artystyczne, na bocznym boisku Świtu zagraliśmy z zespołem złożonym z ukraińskich uchodźców mieszkających w mieście przy ujściu Narwi do Wisły. Tym razem postawiliśmy, i to mocno, na doświadczenie – średnia wieku czteroosobowego bloku defensywnego (z weteranami Mariuszem Walkiewiczem i mecenasem Adamem Gilarskim) wynosiła sporo ponad 50 lat, ale radzili sobie wspaniale. Przeciwnicy bardzo dużo biegali, nie zostawiali swobody przy wyprowadzaniu akcji, więc przedostawanie się pod bramkę przeciwnika przychodziło nam z dużym trudem.

Ale jak już się udało, to skutecznie – Marcin Papierz precyzyjnym strzałem zza pola karnego zdobył bramkę. Niestety, tuż przed końcem pierwszej połowy goście wyrównali, a na początku drugiej wyszli na prowadzenie.

Później zaprezentowaliśmy jednak zabójczą skuteczność – na 2:2 znowu trafił Marcin, a zwycięskiego gola uzyskał Patryk Bieńkowski. W ostatnich minutach na boisku pojawił się debiutant w naszym zespole – 12-letni Antek Błoński, który znacznie zaniżył średnią wieku zespołu, ale nie zaniżył poziomu. Podobnie jak dwaj skrzydłowi z Ukrainy – Losza i Dima, którzy gościnnie wzmocnili nasz zespół.

RD – Ukraina 3:2 (1:1)

Bramki: Papierz 2, Bieńkowski.

RD: Lutostański – Olkowicz, Walkiewicz, Gilarski, Wysocki – Papierz, Bieńkowski, Drewnowski, Skalski – Błoński, Kowalski. Gościnnie: Antek Błoński, Losza i Dima.

/rb/

Vivat maj, 3 maj

3 maja (wtorek), Warszawa

„Vivat maj, 3 maj” – pod takim hasłem, po dwuletniej przerwie spowodowanej pandemią, wrócił na warszawskie ulice Bieg Konstytucji 3 Maja. Wróciliśmy i my, startując na 5 km w majowe przedpołudnie. Plan był taki, że Czarek Olbrycht z Mariuszem Walkiewiczem tworzą straż przednią, a Robert Błoński zabezpiecza tyły. Wreszcie była okazja oficjalnego debiutu naszych biegowych koszulek z jakże wymownym hasłem na plecach #MęczyNasPiłka. To oczywiście lekka prowokacja, bo piłka nas przede wszystkim cieszy, ale kiedy tylko jest okazja – nie uciekamy od biegania.

Bieg Konstytucji 3 maja ma wieloletnią tradycję i należy do Warszawskiej Triady Biegowej „Zabiegaj o Pamięć”. Należą do niej także Bieg Powstania Warszawskiego (w tym roku 30 lipca) oraz Bieg Niepodległości (wiadomo, 11 listopada). Przed pandemią Bieg Niepodległości (2019 rok) był największą imprezą sportową w historii stolicy – ukończyło go prawie 19 tys.

Tym razem na starcie stanęło „tylko” trzy tysiące osób – pobiegliśmy nową trasą. Z ulicy Myśliwieckiej na Rozbrat, potem podbieg ulicą Książęcą do Placu Trzech Krzyży, prosta do Agrykoli, zbieg na dół (w poprzednich latach trasa prowadziła w odwrotną stronę, podbiegaliśmy Agrykolą), do ulicy Szwoleżerów, pętla ulicą Kawalerii i prosto do mety na ulicy Myśliwieckiej, na przeciwko Ambasady Hiszpanii. Niecałe pół godziny i można było odebrać pamiątkowy medal.

Już szykujemy się do lipcowego startu – tym razem biegu Powstania Warszawskie na 10 km.
/rb/

Zima zaskoczyła biegaczy

Planowaliśmy ruszyć „Szlakiem wiosny”, zgodnie z hasłem pierwszego biegu w ramach Leśnej Triady Biegowej. Niestety, parafrazując klasyka, zima zaskoczyła biegaczy i w pierwszy weekend kwietnia walczyliśmy z mrozem, śniegiem i wiatrem.

Na ścieżkach Lasu Kabackiego więcej było użytkowników nart biegowych i sanek, niż uczestników poszczególnych tur Leśnej Triady Biegowej.

Pokonanie 5 km w przyzwoitym czasie wymagało nie tylko samozaparcia, ale i odpowiedniego zimowego obuwia biegowego.

Spartańskie warunki pogodowe zaskoczyły także uczestników maratonu paryskiego. Wśród 45 tysięcy biegaczy z całego świata byli także nasi przedstawiciele.

Piotr Gołos: Do strefy startowej na Champs Elysees wchodziliśmy w temperaturze minimalnie tylko przekraczającej 0 stopni Celsjusza. Od startu aż do mety, na większości odcinków uczestnicy narażeni byli na podmuchy lodowatego, przeszywającego wiatru. Biegacze przybywający we wczesnych godzinach popołudniowych na metę, usytuowaną w okolicach Łuku Triumfalnego, mogli już się cieszyć większą ilością pięknego, wiosennego słońca, ogrzewającego powietrze do niemal 10 stopni. Mimo zimna dziesiątki tysięcy kibiców zgromadziło się na całej trasie, by głośno dopingować charakterystycznym „Allez, allez!” wszystkich, którzy odważyli się zmierzyć tego dnia z królewskim dystansem 42 km 195 m. Dla mnie start w Paryżu był treningiem zadaniowym pod docelowy start zaplanowany za 6 tygodni na maratonie w Kopenhadze. Swój bieg ukończyłem więc wcześniej niż większość zawodników, bo już na 31-ym kilometrze trasy maratonu, zaraz za Place de Varsovie, w bezpośrednim sąsiedztwie Wieży Eiffela.

⁨Bartłomiej Dawidek z powodu kontuzji został zmuszony do przełożenia swoich planów na sezon jesienny i w Paryżu nie wystartował.

/mw/

Męczy nas piłka ;)

Warszawa 27 marca (niedziela)

Grupa biegowa inauguruje nowy sezon biegów ulicznych. Co prawda jeszcze w styczniu wzięliśmy udział w Biegu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, ale to był tylko przerywnik w zwycięskim turnieju piłkarskim (szczegóły tutaj).

Prawdziwe bieganie rozpoczynamy teraz. Po dwóch latach biegów odwołanych, wirtualnych, w izolacji, albo z limitem uczestników i podziałem na fale startowe, w tym roku mamy nadzieję na zniesienie ograniczeń i powrót do utęsknionej normalności. W sezon wchodzimy z przewrotnym hasłem „Męczy nas piłka„, ale to oczywiście żart. Futbol jest naszą pierwszą i największą pasją, ale nasze Stowarzyszenie promuje każdą formę zdrowego trybu życia, kultury fizycznej i uczciwej sportowej rywalizacji.
Niektórzy jeszcze mocno trenują, szlifując formę w górach, dolinach i nad morzem.
Biegamy, jeździmy na rowerze, a nawet już pływamy.
W weekend Mariusz Walkiewicz wziął udział w Biegu na Piątkę, towarzyszącemu Półmaratonowi Warszawskiemu, dokładając przy okazji kolejną cegiełkę pomocy dla walczącej Ukrainy.
Za tydzień kolejne zawody. Nasi zawodowcy Piotr Gołos i Bartek Dawidek planują start w maratonie w Paryżu, a amatorzy wezmą udział w nowym cyklu biegowym stolicy, Leśnej Triadzie Biegowej. Potem tradycyjne Biegi Konstytucji, Powstania i Niepodległości, a w międzyczasie dużo innych aktywności biegowych.
/mw/