17.05.2009

Brazylia, dzień 6. i 7.

17-18 maja (niedziela/poniedziałek), Morro de Sao Paulo

Załamanie pogody… Prawie 2 dni padał deszcz! Aura popsuła niedzielną wycieczkę wokół wyspy. Na łódce strasznie nam dolało. Krople kłuły w twarz jak igły. Z nurkowania na rafie koralowej nic nie wyszło. Fala była za wysoka.

Tomasz Zubilewicz posypał głowę popiołem: Okazuje się, że moja moc kończy się gdzieś nad Oceanem Atlantyckim. Przewidywałem opady, ale nie aż takie. A z drugiej strony, poznaliśmy co to znaczy równikowy, zenitalny deszcz. Wyprawy piłkarskie mają to do siebie, że uczą nas pokory do życia.

Nagle mamy baaaaardzo dużo wolnego czasu. W jednej z wielu knajpek w Morro de Sao Paulo zjedliśmy doskonałe owoce morza.

Bartosz Remplewicz musiał nas opuścić, żeby zdążyć na wtorkowy finał Remes Pucharu Polski w Chorzowie między Lechem Poznań a Ruchem. Jego ponad 60-godzinną (sic!) podróż można porównać do słynnego dialogu z filmu Barei „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” o bardzo dobrym połączeniu do pracy. W Monachium zginęły mu bagaże. Dojechał na Stadion Śląski pół godziny przed meczem.

Przykra sprawa, Piotr Kwiatkowski i Andre Mafra zostali napadnięci. Bandyci mieli nóż. Na szczęście naszym kolegom nic się nie stało.

Zdjęcia w MULTIMEDIACH

/spa/