25.05.2016

„Twaro” is back. Z dyplomatami – dyplomatycznie. Na remis

24 maja (wtorek), Pruszków

Po „główce” Mikołaja Kruka zremisowaliśmy z drużyną Ministerstwa Spraw Zagranicznych 1:1 (0:0). Powrót do kadry kapitalną asystą zaznaczył Andrzej Twarowski.

Czy jest Robert Lewandowski ? – pytali chłopcy, którzy przed naszym sparingiem kończyli trening na bocznym boisku Znicza i podziwiali nasze reprezentacyjne stroje. Gdyby zostali, mogliby mieć wątpliwości czy po boisku biega inny wybraniec selekcjonera, czyli Michał Pazdan (na zdjęciu, pierwszy z prawej w dolnym rzędzie – Michał „Pazdan” Kocięba)…

O takiej frekwencji i takim składzie na treningu możemy ostatnio tylko pomarzyć. Pojawiło się aż trzech bramkarzy! Grzegorz Jędrzejewski i Marcin Szuba zagrali po połowie, a Jan Kasia wystąpił w polu. Z ławki rezerwowych drużyną dyrygował, w porozumieniu z prezesem Markiem Skalskim, Maciej Kubica.

Na początku w naszych szeregach panował chaos. Dyplomaci często testowali defensorów długimi przerzutami do szybkich napastników. Gdyby po kwadransie prowadzili przynajmniej 1:0 nie moglibyśmy mieć żadnych pretensji. Fortuna była łaskawa i gospodarze zmarnowali dwie doskonałe sytuacje, nie trafiając z bliska w bramkę. My rozkręcaliśmy się zdecydowanie wolniej, jak silnik starego diesla. Odgryźliśmy się strzałami Mikołaja Kruka, Filipa Surmy i Piotra Kwiatkowskiego. Do przerwy zabrakło bramek. Remis był sprawiedliwym wynikiem, ale czuliśmy, że to nie jest nasze ostatnie słowo w tym meczu.

Drugą połowę tak widział z perspektywy murawy Filip Surma:Dosyć szybko po wznowieniu gry straciliśmy bramkę. Stratę piłki zaliczył Krzysiek Marciniak, ale całkowitym brakiem rzetelności byłoby tylko jego obwiniać za tego gola.  Odbiór piłki przez Dyplomatów nastąpił około 40 metrów od naszej bramki. Pytanie,  co robili nasi pozostali pomocnicy i obrońcy pozostawiam otwartym… Być może ktoś z moich kolegów podejmie się analizy straconego gola?!

Gol zdobyty przez Dyplomatów nie podciął nam – jak to się mówi w dziennikarskim licentia poetica – skrzydeł. Wręcz przeciwnie! Nomen omen to właśnie ze skrzydła padła wyrównująca dla nas bramka. Na wysokości pola karnego z prawej strony  znalazł się Andrzej Twarowski, który niczym Ryan Giggs wykręcił jednemu z Dyplomatów niezły numer i dośrodkował wprost na głowę nadbiegającego Mikołaja Kruka. Temu nie pozostało nic innego jak wpakować  z siedmiu metrów piłkę do siatki. Gol? Marzenie! Tylko szkoda, że nie zarejestrowały tego żadne kamery. Tak na marginesie dodam, że w drugiej połowie to nie było jedyna okazja, którą mógł wykorzystać Mikołaj. Niestety, tego dnia nasz napastnik zachowywał się jednak zbyt, jakby to napisać – dyplomatycznie!

W tym meczu zdobyliśmy jeszcze jedną bramkę, ale sędzia liniowy dopatrzył się spalonego. Sytuacja była o tyle kontrowersyjna, że po uderzeniu Piotra Kwiatkowskiego bramkarz złapał piłkę, po czym wypadła mu ona z rąk. Czujnością wykazał się będący w momencie strzału na pozycji spalonej Krzysiek Marciniak. Pytanie brzmi jednak, czy jeśli bramkarz po strzale łapie piłkę, po czym ona wylatuje mu z rąk nie powinno być już kwalifikowane jako nowa akcja? Z tą wątpliwością przemierzaliśmy po ostatnim gwizdku sędziego drogę do naszej szatni. A nawet tam, jeszcze pod prysznicami, słychać było rozważania na temat decyzji arbitra i całej sytuacji.”

W drugiej połowie czas pracował na naszą korzyść. Przeciwnicy jakby opadli z sił. Swoje zrobiła rotacja zawodników (tylko Paweł Sikora „czyścił” na środku obrony od początku do końca, bez zmiany). Mieliśmy więcej rezerwowych. Gdybyśmy mogli zagrać dłużej. Szkoda, że mecz trwał tylko około 70 minut. Z pierwszym gwizdkiem musieliśmy poczekać na przyjazd kitmana rywali, który miał wszystkie stroje.

13237672_947563345364240_1953408930812150259_n

Od lewej, w górnym rzędzie: Kubica, Zubilewicz, Walkiewicz, Kowalski, Marciniak, Kruk, Majchrzyk, Sikora, Kasia, Kwiatkowski i Gołos. Na dole: Szuba, Surma, Kalinowski, Twarowski, Lepa, Skalski, Wiszniowski, Jędrzejowski i Kocięba.

To był nasz czwarty mecz z MSZ, drugi zremisowany (wcześniej 2:2, 0:3 i 4:5). Tradycyjnie, jak na mecz dziennikarzy z dyplomatami przystało, sędziemu przydały się żółte kartki. Nikt nie odstawiał nogi nawet na centymetr.

/spa/