18.08.2008

Koniec marzeń, koniec snów

Nowy Dwór Mazowiecki, 18 sierpnia (poniedziałek)

Koniec marzeń, koniec snów. Plany podboju najpierw krajowego podwórka, a następnie wielkich aren europejskiego futbolu musimy odłożyć przynajmniej o rok. Po raz kolejny w rozgrywkach Pucharu Polski wszystko sprzysięgło się przeciwko nam!

Najpierw nie mieliśmy szczęścia w losowaniu i zamiast dającego nam awans do kolejnej rundy… wolnego losu, trafiliśmy na rezerwy Białołęki, które, jak się okazało, takimi znowu rezerwami nie są, bo chłopcy grali w piłkę na naprawdę niezłym poziomie.

Po okresie wakacji i nielicznych transferach nie zdążyliśmy jeszcze zgrać zespołu i o ile Barcelona w wakacyjnej (ponoć) formie „leje” wszystkich dookoła, łącznie z naszym mistrzem z Karkowa, o tyle nasza „kamanda” po letnim lenistwie, wolniejsza o kilka kilogramów, nie może nawiązać do rezultatów z wiosny.

Nawet numer „na Kazachstan” nam nie wyszedł i zgaszenie światła w czasie piątkowego meczu (burmistrz Nowego Dworu zamówił u Tomka Zubilewicza koszmarną burzę, która pozbawiła prądu nie tylko kameralny stadion, ale i pół miasta!) dało skutek odwrotny od zamierzonego, bo to nam zabrakło prądu w dogrywanym w poniedziałek spotkaniu. Awaria poczyniła ogromne spustoszenie w systemie… naszej gry i już po pięciu minutach wznowionego meczu przegrywaliśmy 0:2 i do końca musieliśmy gonić wynik.

Sędzia też fatalny. Nie dał szansy zapisać się w protokole meczowym naszemu prezesowi Adamowi, który zrobił wszystko, by poczęstowano go przynajmniej „żółtkiem”, no ale widać jego firmowa sztuczka, czyli tzw. „sanki” już nie robi wielkiego wrażenia na arbitrach. A może to wina, jak przekonywał po meczu sam zainteresowany, tego, że „sędzia stał za blisko”. Fakt, z niewielkiej odległości mogło to nie wyglądać aż tak efektownie 😉

No nie do końca jednak tak wszystko było źle. Udały nam się na pewno urodziny Cezara, który w ramach prezentu dla siebie, kopnął piłkę w kierunku bramki tak, że do tej pory sposób uderzenia analizują najtęższe futbolowe umysły Wydziału Szkolenia PZPN. Taktyka nam się udała. Jak zwykle z resztą. Łubu – dubu dla trenera! No i generalnie wszystko byłoby OK, gdyby przeciwnicy się nie uparli, że to jednak oni zagrają w kolejnej rundzie, gdzie czekał na nas (a nie na nich przecież) Legion Warszawa.

Szkoda. Trudno. Za rok znów wystartujemy i jak tylko cały świat łącznie z siłami natury nie sprzysięgnie się przeciwko nam, to w końcu dopniemy swego i przebrniemy tę pierwszą rundę!

Man of the match: Lech Sidor

Nasz coach po stokroć zakrzyknął po meczu: Panowie świetna robota! Jestem z Was dumny! Wy tego meczu nie przegraliście! (niestety wynik wpisany do protokołu przez sędziego nie potwierdził jego słów 😉 Trener dumny był ze wszystkich, ale zegarek dał Lechowi. Należało się! A jak! Nasz preparador fisico „tyrał” od pola karnego do pola karnego, ale… jakby tak „Kowal” widział, że dla najlepszego zawodnika jest nagroda, to z pewnością „skaleczyłby” bramkarza ze dwa razy i wciąż bylibyśmy w grze o przepustki do Pucharu UEFA.

Białołęka II – Reprezentacja Dziennikarzy 3:1 (2:1). Bramka: Cezary Olbrycht. Skład (od piątku zaszło kilka zmian): Jakub Kwiatkowski – Piotr Przybysz (Piotr Wiszniowski), Mariusz Walkiewicz, Robert Zieliński, Lech Sidor – Cezary Olbrycht, Dariusz Tuzimek (Piotr Kwiatkowski), Mariusz Jankowski, Maciej Sołdan (Adam Romer), Andrzej Twarowski – Radek Pyffel (Jacek Kowalski). Trener: Wojciech Jagoda

PS. Nasi pogromcy przygodę z rozgrywkami zakończyli już w następnej rundzie. Przegrali 2-4 z Legionem Warszawa. Do przerwy był remis. Sprawa awansu rozstrzygnęła się w drugiej połowie.

/mic/