26.01.2008

Remis w Arenie, czyli… my się Lecha nie boimy!

25 stycznia (piątek), Poznań

Kurcze, jak zobaczyliśmy waszą rozgrzewkę, byliśmy już cali spękani – powiedział pół żartem, pół serio na kolacji po meczu były napastnik lechitów Bogusław Pachelski. – Szacun trenerze za rozbieganie! – dorzucił Mirek Szymkowiak, który naszym zmaganiom z oldbojami Lecha przyglądał się z trybun.

No i „szacun” tego wieczora w hali Areny rzeczywiście mieliśmy. Ale nie tylko dzięki rozgrzewce i rozbieganiu. Zapracowaliśmy sobie na pochwały przede wszystkim dobrą postawą w meczu z byłymi gwiazdami Kolejorza.

Gdy krótko przed 19:00 na sztuczną trawę boiska w Arenie wybiegli Juskowiak, Okoński, Kryger, Wojtala, Pachelski i Pleśnierowicz to nam mogło zrobić się słabo. Jeśli dodać do tego trzy tysiące fantastycznie dopingujących fanów (ciarki przechodziły po plecach gdy „Wiara Lecha” zaczynała koncert na trybunach) należało się spodziewać niemałych kłopotów.

I rzeczywiście do przerwy nie było zbyt różowo. Błędy w kryciu i brak nawyku gry z bandami sprawiły, że po pierwszych 20 minutach przegrywaliśmy 1:3. Do siatki rywali trafił „Dębina”. Najlepszą okazję do poprawy rezultatu zmarnował Czarek Olbrycht, który w sytuacji 3 na 1 próbował – bez powodzenia niestety – sztuczki ala Dykta z „Piłkarskiego pokera”. – Nie widziałem was panowie… – wyznał z rozbrajającą szczerością w szatni po meczu Czarek, gdy koledzy sugerowali, iż można było inaczej rozegrać tę akcję.

Za swoje gapiostwo z pierwszej połowy Cezar zrehabilitował się w drugiej części spotkania. Dwukrotnie pokonał bramkarza, a kibice mieli okazję zobaczyć jego słynnego „fiflaka”, za którego otrzymał nie mniejsze brawa niż za trafienie do siatki.

Po przerwie ambitnie goniliśmy wynik i gdy byliśmy już bardzo blisko – po golach Kocięby, Gołosa i wspomnianego Olbrychta – dwie minuty przed końcem meczu przy stanie 4:5 rywale dostali od sędziego mały prezent w postaci rzutu karnego. Do piłki podszedł król strzelców Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie. Jusko kropnął z całej siły… metr nad spojeniem bramki Sobola. Jak powiedziałby Dariusz Szapkowski: W tym momencie wróciliśmy z dalekiej podróży.

Walczymy panowie! – pokrzykiwał ochrypnięty trener Jagoda. Jego głos ledwo przebijał się przez tumult jaki robili poznańscy kibice. – No, Cezar wal! Jeeeeeeeeeeeeeest! – wrzasnęła cała ławka rezerwowych. Oj, będą boleć Pleśnierowicza plecy po meczu, jak Ricardo po strzale Krzynówka w Lizbonie. 5:5, minuta do końca. Czerwona kartka dla Dębiny. 15 sekund. Koniec. Szacun panowie!

Oldboje Lecha – Reprezentacja Dziennikarzy 5:5 (3:1).
Bramki dla naszego zespołu: Olbrycht 2, Dębiński, Gołos, Kocięba.

Oldboje Lecha: Zbigniew Pleśnierowicz, Jacek Przybylski, Waldemar Kryger, Paweł Wojtala, Marek Rzepka, Ryszard Rybak, Bogusław Pachelski, Mirosław Okoński i Andrzej Juskowiak

Reprezentacja dziennikarzy: Paweł Sobolewski, Michał Kocięba, Piot Gołos, Darek Świtkowski, Piotr Wierzbicki, Robert Zieliński, Darek Tuzimek, Rafał Dębiński, Cezary Olbrycht. Trener: Wojciech Jagoda

Remes Cup Extra
Organizatorzy – firma Remes – jak zwykle stanęli na wysokości zadania. Choć jeszcze w przeddzień imprezy zastanawiano się nad przełożeniem zawodów – z uwagi na żałobę narodową – postanowiono rozegrać turniej. Zrezygnowano z oprawy artystycznej, uczczono pamięć ofiar katastrofy lotniczej w Mirosławcu i przeprowadzono zbiórkę pieniędzy dla rodzin tragicznie zmarłych pilotów.

Wygrała Drużyna Gwiazd Ligi, która w finale pokonała Lecha Poznań po rzutach karnych 4:3. W regulaminowym czasie był remis 2:2. Królem strzelców został Tomasz Frankowski, zdobywca 4 goli.

Końcowa klasyfikacja: 1. Gwiazdy Ligi, 2. Lech Poznań, 3. Widzew Łódź, 4. Slovan Liberec, 5. Cracovia, 6. Polonia Bytom.

/Michał Kocięba/