30.05.2020

Orlen e-Tour de Pologne nogami i oczami amatora

W wirtualnym wyścigu Orlen Tour de Pologne reprezentował nas Wojciech Jakoniuk. Tak opisał swoje zmagania w 4 majowe weekendy z nowoczesną technologią, klasycznym jednośladem i trenażerem.

WJ: Jazda rowerem to hobby… W czasach pandemii i ograniczeń w uprawianiu sportu stała się remedium na statyczny tryb życia. Gdy pojawiło się zaproszenie od Orlenu i Eurosportu, nie wahałem się ani chwili. Reprezentacja Dziennikarzy miała swojego kolarza w Tour de Pologne 🙂

Wiedziałem, że nie będzie lekko, ale też motywacja była inna. Każdy zwykły trening to zmaganie się z samym sobą. Już sama wizja przywołuje lęk, bo wiem, że będzie ciężko do tego stopnia, że się tego czasami boję. Wysiłek jest jak na moje warunki przeogromny. Nie jest to bowiem jazda rekreacyjna. To jest walka z samym sobą w każdej sekundzie. Nie ma odpuszczania i jazdy na pół gwizdka. Każdy zwykły wyścig zamienia lęk w dodatkową adrenalinę związaną z rywalizacją i staje się czymś pozytywnym.

Na pierwszy wyścig zapisanych było około 800 osób. Wiedziałem, że każdy ściga się we własnej kategorii. Moim celem było dojechać w pierwszej połowie. Wyścig odbywał się na trasie Richmond, która jest raczej płaska. 140 metrów wzniesienia na 30 kilometrów drogi. Transmisja w Eurosporcie wzbudziła wśród młodszej części mojej rodziny niesamowite emocje. Dzieci biegały od telewizora do mnie kibicując i krzycząc „Szybciej, szybciej! Jedziesz wolno jak ślimak”. W tle komentarze zawodowców znanych ze świata sportu. Krótka rywalizacja z Robertem Kubicą (tym?) wywołała u mnie euforię… Zacząłem od 650. miejsca. Awansowałem non stop i ukończyłem oficjalnie na 211. pozycji. Uważam to za wielki sukces. Ostatnie 800 metrów to wyścig z Pawłem Sz., który, niestety, przegrałem o grubość opony. Po zejściu z roweru zobaczyłem ciemność…

Drugi wyścig odbył się w całkowicie innej scenerii. Przenieśliśmy się do Innsbrucka. To było 37 km – 3 okrążenia po mieście i 7 km podjazdem na Lanser Kopf (650 m w górę). Nawet Anita Włodarczyk przyznała, że bardzo boi się tego podjazdu. Wyścig zaczął się o godzinie 11:00. Zawodnicy w studio rozgrzewali się już od 15 minut. Początek to 650. pozycja po pierwszej minucie. Niestety, mam wrażenie, że ta rozgrzewka decyduje o miejscu na starcie. Ci z przodu mają przewagę, bo nie muszą się przepychać. W miarę szybko awansowałem na 500. pozycję. Po pierwszym okrążeniu przesunąłem się o 100 pozycji. Na kolejnym wzniesieniu walczyłem o 300. miejsce. Niestety, później już takich sukcesów nie było. Jechałem z ekipą o zbliżonym poziomie. Po ostatnim okrążeniu zaczęła się wspinaczka na górę.
Liczyłem na większy sukces, jednak rywale jechali równo ze mną. Były momenty kiedy udawało mi się wykrzesać z siebie moc i wyprzedzić większą grupę. Wysiłek okazał się jednak tak duży, że na koniec organizm odmówił posłuszeństwa. Na ostatnim kilometrze poczułem mrowienie w głowie i logika powiedziała mi „safety first”, wypiąłem pedały i zwolniłem… Organizm po 30 sekundach wrócił do normy, ale co zyskałem – straciłem. Ostatecznie dojechałem na metę znowu zaraz po tym samym zawodniku co na poprzednim etapie. Nie jest źle, ale liczyłem na więcej w górach.
W. Jakoniuk 1:05:59
D. Baranowski 1:12:36

Trzeci etap w Yorkshire to trasa, którą zawodowcy pokonali podczas UCI World 2019. Trasa bardzo wymagająca, brak płaskich odcinków i suma przewyższeń 540 m. Dariusz Baranowski żartował nawet w zapowiedziach, że specjalnie na wyścig ogolił nogi. Niestety, moja forma spadła. Przetrenowałem się. 2 treningi piłkarskie z Reprezentacją, przeplatane jazdą wokół Agrykoli spowodowały, że nogi odmówiły posłuszeństwa. To był wyścig z samym sobą, żeby tylko dojechać.

Etap czwarty i ostatni odbył się na pętli wokół Londynu (30 km trasy i 440 m przewyższenia). Na początku miałem problemy techniczne z urządzeniem. W efekcie po 5 minutach od startu byłem dopiero 650. na 750 uczestników. Szybka wymiana roweru i rozpoczęła się pogoń. W miarę szybko na pierwszej pętli doszedłem do 500. pozycji, by potem walczyć o wyższe miejsca. Międzyczasy na drugim okrążeniu pokazywały, że jechałem w granicach 300. miejsca. Londyn pięknie wygląda w grze, przejeżdżamy przez 2 mosty i zahaczamy o okolice Big Bena.

Eurosport zrobił kawał dobrej roboty organizując imprezę. Transmisja na żywo w telewizji i możliwość zmierzenia się z polskimi amatorami jest fajnym przeżyciem, które z pewnością zapamiętam z roku koronawirusa.

Oficjalne miejsca wg ZwiftPower:
Etap 1: 217/492
Etap 2: 241/573
Etap 3: 335/587
Etap 4: 412/553

/wj/